Fot. Christina Melnyk

Who is wh0wh0? Za sterami Jacek Prościński (wywiad)

Artysta od lat aktywny na trójmiejskiej scenie ─ współtworzy LLovage z Olem Walickim, MU z Tymonem Tymańskim oraz duet LASY, jest również częścią zespołu Tobiasza Bilińskiego Perfect Son, a także należał do nieistniejącego już składu delay_ok, którego debiutancki album ukazał się niespełna miesiąc temu, tuż po… rozwiązaniu grupy.  Jacek Prościński przez lata wykształcił indywidualny styl gry na perkusji. Zaprezentował go w pełnej okazałości na wydanym właśnie solowym krążku „wh0wh0”, na którym łączy brzmienie żywego, akustycznego instrumentu z elektroniką. O spotkaniu człowieka z maszyną i dążeniu do niedoskonałości, a także szczęściu do ludzi muzyk porozmawiał z Anią Grabowską

Łączyłam Twoje artystyczne kropki ─ wszystkie projekty, w które jesteś zaangażowany ─ analizowałam ich różnorodność, a jednocześnie próbowałam zdefiniować ich wspólny mianownik. Czy mogłabym nazwać Cię artystycznie wolnym elektronem, a Twoją muzykę wolną elektroniką?

Zdecydowanie tak! Określenie wolności i wszelkie synonimy tego słowa są jak najbardziej czymś, co chciałbym pielęgnować. Uciekam od jednoznacznych identyfikacji. Zawsze różnorodność i nauka wypływające z różnych sytuacji były dla mnie jedną z najbardziej atrakcyjnych rzeczy. Na przestrzeni lat nauczyłem się bardzo dużo ze współpracy z artystami, którzy reprezentują niemalże antypody stylistyczne. Udawało mi się jednak nie iść za bardzo na kompromis w tym kontekście, a po prostu każda rzecz, w którą się angażowałem i angażuję była na swój sposób bliska memu sercu. Tak to zawsze postrzegałem, że grając z kimś, przez swoją obecność i wkład tworzę swoisty remiks czyjejś twórczości. Ten rodzaj eklektyzmu zawsze był dla mnie najbardziej atrakcyjnym czynnikiem.

Myślę, że każda Twoja współpraca była kolejnym krokiem, etapem, z którego chłonąłeś i dokładałeś element do wypracowywanego stylu. W pewnym sensie jesteśmy wypadkową tych, z kim w życiu się skrzyżowaliśmy – z kim się spotkaliśmy, z kim mieliśmy jakąś „chemię”, z kim doszło do jakiejś wymiany myśli czy działań.

Tak, jak najbardziej. Absolutnie wychodzę z założenia, że wszyscy jesteśmy odbiciem doświadczeń, które przeżyliśmy oraz ludzi, z którymi mieliśmy styczność. Ja naprawdę miałem, mam i liczę, że dalej będę miał ogromne szczęście do poznawania wspaniałych osób, które mnie inspirują i inspirowały, i od których bardzo dużo nauk – niebezpośrednich, ale z samego nawet obcowania – wyciągnąłem. Już oczywiście abstrahując stricte od tematyki muzycznej i twórczej. To są wspaniałe doświadczenia i naprawdę to bardzo doceniam. Zawsze podkreślam, że jestem ogromnym szczęściarzem, że mogłem grać z tak wspaniałymi artystami jak chociażby właśnie z Olem Walickim, z Tymonem Tymańskim, z którym mamy też skład. Mogę podpowiedzieć na ucho, że pomalutku… A może nie, nie powinienem? (śmiech) Dobra powiem. Przymierzamy się do składu z Piotrem Kalińskim aka Hatti Vatti oraz z Piotrkiem Chęckim, z którym dopiero co wydaliśmy album w ramach zespołu delay_ok. I prognozuję, że w tym zestawieniu mogę się znów dużo nauczyć.

delay_ok – modern uganda / Modern Uganda (wyd. U Know Me Records)

Mam wrażenie, że jesteś też takim spójnikiem między odhumanizowanym światem elektroniki a bardziej organicznym, ludzkim światem akustyki. Czy czujesz, że w jakiś sposób otwierasz myślenie osób ze świata elektroniki na brzmienie akustyczne i na odwrót? Miałeś jakieś sygnały od ludzi zanurzonych w którymś z gatunków, że doznają otwarcia jakichś nowych furtek?

Spotkałem się z opiniami, że na pewno atutem mojej muzyki jest organiczność. Czasami gram brzmieniami zupełnie odhumanizowanymi, czyli stricte elektronicznymi, dalekimi od akustycznego wymiaru instrumentów, mimo to sama gra człowieka na brzmieniach elektronicznych nadaje temu ludzki pierwiastek. Zauważyłem w ogóle taką tendencję, że współczesna elektronika, maszyny dążą do niedoskonałości, za to człowiek dąży do perfekcji. Czyli maszyny dążą do człowieka, a człowiek do maszyn. Zawsze mnie interesowało to połączenie. Często słyszę w stricte akustycznym instrumencie elektronikę i na odwrót. Wydaje mi się, że to, co może być atrakcyjne dla odbiorcy podczas słuchania muzyki zarezerwowanej dla maszyn i dla producentów muzyki granej przez człowieka, to może faktycznie ten wymiar – nie bójmy się określenia – lekko niedoskonały i nadający właśnie takiego innego, ludzkiego, nierównego feelingu. Właśnie zauważyłem tendencję wśród współczesnych producentów, że ich bity nie są takie skwantyzowane jak kiedyś. Swego czasu zachłysnęliśmy się automatyką z całą tą systematyką i kwantyzacją, że było to po prostu takie 1:1. Teraz zauważyłem, że producenci pracujący właśnie na laptopach, na Abletonie, na wszelkich innych hardware’owych czy software’owych systemach starają się przemycić tego człowieka, ten brud właśnie. Zawsze mnie to interesowało. Jedną z pierwszych płyt elektronicznych, na których kiełkuje zalążek takiego ludzkiego podejścia jest krążek „Loop-Finding-Jazz-Records” Jana Jelinka, który skończył właśnie 20 lat. Ten humanizm jest dostrzegalny w sposobie artykulacji, w przestrzeni, interakcji. Jak słucham tego albumu, to mam wrażenie jakby po drugiej stronie był dobry, grający równo, ale wciąż reagujący na siebie zespół.

Wejdźmy teraz na grunt Twojej solowej płyty. Jest to bardzo wyczekany i dopracowany przez Ciebie w każdym calu projekt. Jednym z elementów, które stworzyłeś – oprócz oczywiście warstwy dźwiękowej – jest bardzo ciekawa oprawa graficzna. Tak naprawdę dostarczyłeś gotowe rysunki, które zostały złożone w spójną jedność. Jakimi założeniami kierowałeś się przy tworzeniu całości, co było wspólnym mianownikiem, a może bardziej – co było punktem wyjścia?

Wiesz co, ogólnie rzecz biorąc, nie uciekałbym tu za bardzo w jakąś ideologię tego wszystkiego. To jest po prostu pokłosie moich zainteresowań z wczesnych lat, kiedy dużo rysowałem i pandemia dała taką sposobność, żeby odkopać tę starą zajawkę. Dawało mi to ogromną radość. Samo rysowanie, szukanie sobie, eksperymentowanie. Ja tę okładkę narysowałem na kwarantannie, dlatego ona jest taka złożona, dużo rzeczy się tam dzieje.

Takich ekspresjonistycznych…

Tak, jak najbardziej. Kolega powiedział mi, że słyszy w tych obrazkach muzykę. Często lubię rysować jakieś postacie, ale na zasadzie jednej kreski. Po prostu jednego dnia coś narysuję, dajmy na to trzy kreski, następnego dnia zobaczę tę kartkę z innej perspektywy, np. do góry nogami, i wtedy dostrzegę twarz albo jakiś inny kształt. I to działa na takiej zasadzie. Dla mnie to było swego rodzaju wyzwanie, ponieważ wszystko powstawało z improwizacji. Właściwie można powiedzieć, że jest jakiś wspólny mianownik z genezą powstawania płyty, która powstała też na kanwie poszukiwań. Opierała się bardzo na reakcji na to, co się dzieje oraz na decyzji. Tak samo było tutaj. Rysowałem i nie wiedziałem, gdzie mnie to zaprowadzi. Zaprowadziło mnie do tej krainy, którą można zobaczyć na okładce. (śmiech)

wh0wh0 – wh0wh0 [okładka płyty]

Jeszcze inną krainę tworzą Twoje teledyski, a właściwie wizualizacje, które towarzyszą singlom. I to jest coś fascynującego. Kiedy w Internecie trafiłam na „bamb00” byłam oczarowana tym, co zrobił Ksawery, szczególnie że powstała specjalna strona www poświęcona wyłącznie temu utworowi i jego wizualizacji. Widziałam też nagranie z niedawnego występu z oprawą na żywo, tworzoną symultanicznie podczas uderzania w poszczególne części perkusji. Jestem bardzo ciekawa, czy na koncertach pozostałe utwory będą miały również swoje wizualne odpowiedniki?

Docelowo oczywiście super byłoby to zrobić. Ogólnie rzecz biorąc jestem bardzo otwarty na współpracę z różnorodnymi artystami. Wracając jeszcze do wątku mojego szczęścia do ludzi – dowodem na to jest chociażby znajomość z takimi osobami, jak Ksawery (Kirklewski – przyp. red.) i Łukasz Boros oraz Kamil Hermann, Marcin Szulc i Tomek Hoax. Absolutnie jestem wdzięczny losowi za to, że ich poznałem. Odpowiadając na pytanie, to fajnie oczywiście byłoby to zrobić. Myślę, że najpierw musielibyśmy zapewne zrobić klipy do każdego z utworów, co nie jest nie do wykonania. Być może, być może, kto wie… Może będziemy mieli za dużo czasu jak teraz i będzie więcej śmiałków, którzy by chcieli sprostać zadaniu. Póki co mamy przygotowany cały live show, za który są odpowiedzialni wspomniani Marcin Szulc oraz Kamil Hermann. Myślę, że będą różne sytuacje i super będzie się sprawdzać w różnych konfiguracjach. Sytuacja z Ksawerym była właśnie na potrzeby takiej rejestracji live, ale sprawdziliśmy, że to działa. Miałem ogromną radochę na próbie – bo już na koncercie byłem sfokusowany na graniu – z oglądania się za siebie i obserwowania reakcji tego zniekształconego człowieka, który był procesowany na żywo przez Ksawerego. To było wspaniałe doświadczenie i myślę, że będziemy dążyć ku temu, żeby tak urozmaicać nasze koncerty. Równie świetny klip do „0hko” przygotował natomiast Łukasz Boros. Pozdrawiam go z tego miejsca. Na pewno będziemy chcieli przeprowadzić też rejestrację wideo z jego generatywną wizualizacją.

Czy stworzenie takich generatywnych wizualizacji to był wynik Waszych rozmów, wspólnych wniosków, że warto byłoby iść w tę stronę? Czy jeśli chodzi o koncepcję propozycja wyszła totalnie od autorów? 

Ksaweremu pokazałem okładkę i on się nią trochę zasugerował, nie bezpośrednio, nie tak dosłownie, ale z tyłu głowy miał złożoność tych kresek. Właściwie wydaje mi się, że to był czynnik, od którego Ksawery sobie jakoś wyszedł i zaczął go dekonstruować. Zarówno Ksaweremu, jak i Łukaszowi chciałem dać wolną rękę, nie chciałem zakładać im żadnych kajdan, ponieważ mam do nich zaufanie. Wiedziałem, co robili i samemu chciałem się zaskoczyć. Jedynym wyznacznikiem było to, żeby po prostu korespondowało to z muzyką, więc posłużyliśmy się klocuszkami MIDI. Każde uderzenie było odbiciem do zaobserwowania zarówno w klipie Ksawerego, jak i Borosa.

wh0wh0 – 0hko / wh0wh0 (wyd. Coastline Northern Cuts)

Fascynujące jest to, że każdy występ może generować zupełnie inną przestrzeń, przedstawiać zupełnie inny świat i wciągać w to widzów, uczestników tego performance’u.

To jest super, że nie ma powtarzalności. Ja również mam dziesiątki kolejek sampli, które wyzwalam i one również za każdym razem inaczej reagują. Melodie mogą być podobne, ale niemalże co wykonanie są trochę inne.

Zostańmy w temacie płyty „wh0wh0”. Nie kusiło Cię, żeby jednak kogoś zaprosić do nagrań, żeby kogoś ugościć w tym swoim świecie?

Szczerze mówiąc pierwotna idea była taka, żeby w każdym utworze był gość, ale wtedy, kiedy chciałem to zrobić, było strasznie gęsto. To była ta poprzednia rzeczywistość, w której nikt nie miał na nic czasu. Ja również nie miałem czasu na to, żeby dokładać sobie kolejne zadania. Teraz oczywiście byłoby inaczej. Mam to z tyłu głowy i jak najbardziej chciałbym to zrobić. Super jest mieć taką odskocznię na zasadzie nawet pozyskania od kogoś jakichś sampli albo fraz, albo linii wokalnych, albo nawet na zasadzie swobodnego dogrania się do utworu. To są rzeczy, o których myślę i na pewno chciałbym je zrealizować. Chciałbym również porobić kilka remiksów. Właściwie jak ktoś tworzy, to wydaje mi się, że najistotniejsze jest to, żeby dla samego autora (górnolotnie ujmując) te wszystkie sytuacje były atrakcyjne. Wydaje mi się, że dla mnie mogłoby być dosyć ekscytujące zajęcie się kilkoma remiksami, dekonstrukcją jakichś utworów.

Obejrzałam zajawki występów na żywo, które udało się zagrać w lukach pandemicznych obostrzeń, gdzie pojawiła się jakaś część publiczności i przez chwilę można było energię tego wydawnictwa przekazać ludziom. Jest szansa, żeby ten projekt jeszcze wybrzmiał koncertowo, niezależnie od tego, ile przyjdzie nam jeszcze czekać na poluzowanie sytuacji?

Ciężko jest cokolwiek na ten moment planować. Utożsamiam wybrzmienie z najlepszą formą promocji, którą jest koncert. Póki co mamy w zanadrzu cały zarejestrowany występ właśnie z teatru (przy Al. Mamuszki w Sopocie – przyp. red.), który może przywołać jeszcze pamięć o płycie. Wszyscy wiemy, że wszystko szybko się dzieje i miesiąc po premierze płyty to już jest długo. Ten koncert powinniśmy opublikować niebawem. Myślę, że to może być dosyć fajna rzecz. Nieskromnie przyznam, że widziałem propozycję wideo i wygląda to rewelacyjnie. Tutaj muszę wspomnieć o Konradzie Kulczyńskim i Mateuszu Staniewskim. Są to kolejne wspaniałe osoby w moim mikrokosmosie, które zechciały też współpracować przy okazji „wh0wh0”. Oczywiście super byłoby pograć koncerty, no ale wszyscy dobrze wiemy, że sytuacje zmieniają się gwałtownie. W tej chwili jest z tym totalny luz w moim kalendarzu. Super byłoby zagrać na festiwalach, ale póki co jest cichosza jeśli chodzi o jakiekolwiek perspektywy. W zeszłym roku miało być fajnie, ale wszystkie imprezy typu Opener czy OFF Festival zostały odwołane. Nie ma co spekulować. Ja na pewno będę dalej robić swoje rzeczy i na pewno będziemy kontynuować jakieś inicjatywy promocyjne w postaci nagrań w różnych miejscach.

wh0wh0 x Ksawery Komputery – bamb00 (LIVE) / wh0wh0 (Coastline Northern Cuts)

Takie krótkie podsumowanie – 2019 „LLovage” z Olo Walickim, „Cast” z Perfect Son. W 2020 LASY wydały „Shroom”, który został nominowany do tegorocznego Fryderyka w kategorii elektronika – czego Wam gratuluję…

Tak, to jedna z najbardziej kuriozalnych historii, jakich doświadczyłem na przestrzeni ostatniego pół roku. Biorąc pod uwagę fakt, że wydaliśmy płytę i chwilę potem rozpoczęła się pandemia, więc tak na dobrą sprawę zagraliśmy tylko jeden koncert. Mieliśmy wrażenie, że album przeszedł bez echa, a tutaj się okazało, że został jakoś zauważony i to jest oczywiście bardzo miłe. 

Kontynuując – 2021 przyniósł już dwie płyty z Twoim udziałem – solową oraz w składzie delay_ok. Czy mamy się szykować, że kolejny rok przyniesie wysyp wydawnictw, w których będziesz miał swój udział?

Szczerze mówiąc, no właśnie… (westchnienie) Raczej będę dążył do tego, żeby udoskonalać to, co jest. Co prawda mam na horyzoncie ten nowy zespół, o którym wspomniałem, natomiast na pewno z Olem Walickim będziemy pracowali nad kolejną płytą, z LASAMI również zabieramy się do roboty, razem z Tymonem Tymańskim w ramach zespołu MU pracujemy także nad nowym albumem. Planuję też w swoim zaciszu rozpocząć równolegle pracę nad solowymi projektami. Po prostu będę starał się być konsekwentnym w robieniu rzeczy nowych i jednocześnie by zaskakiwać trochę samego siebie. Myślę, że nie będzie nudy. Odnośnie jeszcze do kalendarza, to na tę chwilę mamy z Llovage nawet 3 zaklepane koncerty, ale ciężko jest spekulować cokolwiek. Szczerze mówiąc, to studzę już wszelką ekscytację. Pandemia nauczyła pewnych rzeczy, m.in. tego, że nie można się nadgorliwie nastawiać na zbyt dużo. Lepiej miło się zaskoczyć.

Czeka nas zatem „Lloteria”…

Dokładnie.

Jacku, dziękuję Ci serdecznie za rozmowę. Cieszę się, że mimo licznych zajętości udało Ci znaleźć się chwilę na krótkie spotkanie.

Dziękuję, było mi bardzo miło. Zapraszam do Trójmiasta.

About Zeen

Power your creative ideas with pixel-perfect design and cutting-edge technology. Create your beautiful website with Zeen now.

Więcej wpisów
The Freuders, fot.: M. Jakubowski
The Freuders: “Albo skaczemy z klifu, albo zatrzymujemy się przed skarpą” (wywiad)