Fot. Pracownia Kursko.

DRAMAT. nie taki dramatyczny (recenzja)

Jeden z najbardziej zdeterminowanych, konsekwentnych i pracowitych graczy na rodzimej scenie, po niezwykle płodnym artystycznie roku 2020, szybko daje znać, że nie osiadł na laurach. Kukon – młody przedstawiciel emo rapu z Lubelszczyzny potrzebował zaledwie roku, by z głębokiego podziemia wywindować prosto do mainstreamu. Na swoim ósmym z kolei albumie po raz kolejny udowadnia, że zasłużenie.

Album jest o tyle ciekawy, że stanowi zderzenie dwóch zupełnie różnych światów. To więcej, niż spotkanie dwóch różniących się od siebie flow na rapowym feacie – to połączenie prostego, łopatologicznego stylu Kukona, który o rzeczach trudnych i złożonych nawija w rozbrajająco nieskomplikowany sposób z eterycznym, baśniowym i poetyckim śpiewem młodej wokalistki Julii Mikuły. Czy to miało prawo się udać? O dziwo, pykło jak połączenie karmelu z solą.

Zespolenie na jednym podkładzie muzycznym standardowego rapowego bitu z podkładką pod śpiewaną balladę przywodzącą na myśl najbardziej melancholijne utwory Starego Dobrego Małżeństwa musiało stanowić dla producentów nie lada zagwozdkę, wyszli oni jednak z tego wyzwania obronną ręką. Aranżacja jest minimalistyczna, stanowi jedynie delikatne i nienachalne, a zarazem idealnie dopasowane tło dla tekstu. Urozmaica ją płynny beat switch słyszalny w każdym utworze, który zdaje się ilustrować to, co dzieje się w warstwie wokalnej, gdzie z kolei dwa odmienne style płyną ze sobą jak para zawodowych tancerzy. Nastrojowość podkładów i nastrojowość tematyki tekstów tworzą idealną synergię.

Od strony lirycznej sprawy mają się podobnie. Nie można mierzyć Julii i Kukona jedną miarą, poruszają się oni bowiem w zbyt odmiennych stylistykach, można jednak z czystym sumieniem powiedzieć, że obydwoje wypadli dobrze. Ten koncept album opowiada o związku pełnym smutku, melancholii, nieporozumień i problemów. Zagadnienia te zostają ugryzione z dwóch perspektyw – damskiej i męskiej.

„kokaina nie pomaga ci w depresji” wprowadza słuchacza w klimat albumu. Na początku ma miejsce autoprezentacja bohatera – chłopaka stłamszonego koszmarami, wymęczonego toksyczną branżą, zmagającego się z narkotykowymi problemami, który obiecuje swojej ukochanej, że „od jutra będzie lepiej”. Ona wyraża natomiast nostalgię za złotymi chwilami ich związku, która zawoalowana jest w przepiękne środki artystyczne. Ponownie mamy do czynienia z synergią tekstu i dźwięku – barwa i tonacja śpiewu Julii oddają to, co liryka – nostalgię za lepszymi czasami.

kukon & julia mikuła – kokaina nie pomaga ci w depresji (prod. ka-meal) / DRAMAT.

„będziemy mieć dom, malutki dom” podejmuje ponownie temat podjęty w poprzednim utworze – wspomniane „od jutra będzie lepiej”. Bohaterowie próbują odwrócić swoją uwagę od bieżącej, nieszczęśliwej sytuacji, co Kukon wyraża wprost: „na razie nie mogę cię kochać, na razie nie możesz mi ufać”, Julia zaś, raz jeszcze, w sposób artystyczny: „dziś zimno mi w objęciach Twych”. Pierwsze skrzypce zdaje się tu grać refren, oddający sens utworu – spojrzenie w nieodkrytą, a co za tym idzie magiczną przyszłość jako dystrakcję od przykrej teraźniejszości.

kukon & julia mikuła – szukam ciebie w złych miejscach (prod. ka-meal) / DRAMAT.

Niestety, album ten niepozbawiony jest wad. Po obiecującym wstępie, uważny na lirykę słuchacz wyłapie, że kolejne utwory są w rzeczywistości o tym samym – dotykają problemu ludzi, którzy żyją osobno będąc razem. Nie mogą do siebie dotrzeć i stłamszeni problemami, oddalają się od siebie coraz bardziej. Tak się sprawy mają w przypadku „szukam ciebie, ciągle w złych miejscach”, „miło mi cię poznać” oraz „deszcz pada na namiot”. Zgoda, to jest koncept album, może rozprawiać o tej samej tematyce, jednak możemy oczekiwać choć tego, że te same tematy zostaną ujęte na różne sposoby, a tak nie jest. Brakuje tu różnorodności.

kukon & julia mikuła – deszcz pada na namiot (prod. ka-meal) / DRAMAT.

Należy zwrócić zwrócić na niezwykle ekspresyjny sposób rapowania w ostatnim z wspominanych wcześniej z numerów – jest to odstępstwo od normy w przypadku Kukona, którego charakteryzuje jednostajne, momentami monotonne flow, a w tym przypadku wchodzi na każdą kolejną linijkę z coraz większą intensywnością, co powoduje ciekawy efekt.

A skoro przy efektach wokalnych jesteśmy, nie sposób nie wspomnieć o fenomenalnym refrenie Julii Mikuły we „wrześniowych pomarańczach”, który przywodzi na myśl klasyczne nastrojowe polskie ballady z ubiegłego wieku.

Koncept album zostaje zakończony tym, czym się rozpoczął – ponowną autoprezentacją bohatera. Nadal jest zagubiony i mimo całej tej problemowej drogi, którą przeszedł z partnerką na tej płycie oraz wszystkiego, co ich dzieli, wciąż jej potrzebuje. I to wydaje się być w istocie przekazem tego krążka – opowiada on o sytuacji ludzi, którzy z wielu różnych powodów nie mogą do siebie dotrzeć i pozwolić sobie na bliskość, a jednak mimo wszystko pragną tego.

Od strony muzycznej jest fantastycznie. Strona liryczna, mimo drobnych niedociągnięć, też daje radę. Ogólna atmosfera albumu jest niezwykle ciężka i melancholijna, co sprawia, że postawiłabym go na półce pt. „na gorsze chwile”.

About Zeen

Power your creative ideas with pixel-perfect design and cutting-edge technology. Create your beautiful website with Zeen now.

Więcej wpisów
Grey Daze, The Phoenix, album cover
Grey Daze: The Phoenix. Z miłości do…