Fot. Paweł Szupiluk

Iggy Not Pop: Stawiam się w pozycji alternatywnej (Wywiad)

Iggy Not Pop to artysta działający na styku różnych gatunków. Zresztą nie ma się co dziwić, jeśli swoje fascynacje muzyczne od dziecka dzielił między rap, rock, jazz i alternatywę. Dziś sam siebie określa mianem rapera stojącego w opozycji do tradycyjnego rapu. W rozmowie z Anią Grabowską Iggy opowiedział m.in. o koncercie Rammsteina, na którym był jako trzynastolatek oraz o tym, dlaczego działania kolektywne wracają dziś do łask. Ponadto artysta zabrał na wycieczkę po katowickich klubach muzycznych, a na koniec zdradził szczegóły tworzonego wspólnie z duetem Tap3s następcy krążka Powiedz Mi Coś Więcej.

Ania: Dzisiejszy rap rozgałęzia się, rozchodzi w różne strony, coraz śmielej wchodzi w związki z przeróżnymi gatunkami. Przykładem takiego hybrydowego potraktowania rapu jest Twój album Powiedz Mi Coś Więcej, który ukazał się w ubiegłym roku. Dzięki eklektyczności rap przedostaje się do różnych przestrzeni, do których wcześniej nie miał dostępu, np. do teatrów, muzeów, poważnych sal koncertowych. Ty również grywasz w takich miejscach. Cieszysz się z tego przełamania, z tego, w którą stronę to zmierza?

Iggy: Mnie się trochę trudno wypowiadać, bo stawiam się w pozycji bardziej alternatywy niż,  nazwijmy to, „tradycyjnego” rapu. No, ale umówmy się, rap jest nowym popem, jest dzisiaj mainstreamem tak naprawdę. O ile praktycznie jeszcze 10-15 lat temu nie mógł się za bardzo „rozpychać”, tak dzisiaj nikt chyba scenie rapowej nie podskoczy, szczególnie jeśli chodzi o wachlarz możliwości i rozmach, z jakim ten gatunek idzie naprzód. OLiS, złote płyty, budżety na klipy, w ogóle budżety kampanii tych najbardziej popularnych rapowych artystów to jest coś, o czym nie może nawet pomarzyć artysta mniejszego pokroju. Wiadomo jednak, że jak coś idzie mocno w mainstream, to musi iść na pewne kompromisy. Mimo wszystko młodzież bije dziś rekordy odtworzeń na  YouTubie i Spotify, więc z jakiegoś powodu słucha tych konkretnych artystów. Czy ja się z tego cieszę? Cieszę się, bo wydaje mi się, że to dobrze, że ta szufladka rapowa jest coraz szersza. Bawi mnie dzielenie rapu na newschool i trueschool. Jestem totalnie poza tym. To, że są tu też rzeczy popularne, to dobrze, bo świadczy to o tym, że gatunek ten się rozwija. Spójrzmy na to, co się dzieje od lat na scenie rockowej. Możesz słuchać IRY i słuchać Pink Floyd albo King Crimson, i tam ktoś powie, że cały czas słuchasz rocka. W jazzie możesz słuchać Johna Zorna i jego awangardowych projektów albo Pata Metheny’ego, który gra smooth jazz. Inne osoby będą słuchać Zorna, a inne sięgną po Metheny’ego, ale obie wciąż będą słuchały jazzu. To samo mamy w rapie.

Śledzisz na co dzień polską rap grę?

Śledzę to jest może za duże słowo, staram się regularnie sprawdzać wszystkie fanpage’e czy portale, więc kojarzę, co się dzieje. Lubię być w miarę na bieżąco, ale czy pochłania mnie to jakoś szczególnie mocno, to bym nie powiedział. Czasami słucham czegoś, o czym jest głośno, bo chcę sprawdzić, dlaczego tyle się o tym mówi.

Od zawsze chodziłeś bocznymi ścieżkami? Czy zawsze miałeś w sobie chęć pójścia na przekór temu, co jest w modzie?

Nie wiem, czy w ten sposób bym się określił, ale… w sumie może tak. (śmiech) Wynika to chyba z tego, że moi dwaj starsi bracia bardzo dużo mnie nauczyli, jeśli chodzi o rap. Oprócz tego, że słuchali bardzo dużo oldschoolowych rzeczy, to jeszcze sami w domu uprawiali rapowanie. Wprawdzie w takich bardzo domowych warunkach, ale faktycznie żyli tym mocno. Ja z kolei, jeszcze jako dziecko, obserwowałem to z ogromnym zaciekawieniem. Chciałem pójść w ich ślady, zobaczyć, o co chodzi, ale na samym początku trochę mnie ten rap odrzucał. Przekleństwa, jakieś dziwne ciuchy i chuliganka… Niespecjalnie mnie to kręciło. Później z kolei poszedłem w zupełnie inne rejony muzyczne – rzeczy rockowe, jazzowe, alternatywne. Tutaj z kolei dużo zawdzięczam mojemu tacie, który pokazał mi King Crimson, Franka Zappę, jazz, Tymona Tymańskiego. Skręciłem więc w inne kierunki, ale jako że słuchałem różnej muzyki, wciąż fascynowały mnie różne gatunki, to dałem sobie drugą szansę z rapem. Okazało się, że jak już sobie te rapowe rzeczy sprawdzałem na własną rękę, to zacząłem się dziwić, że sporo już znam – kojarzę tę płytę, kojarzę ten numer, kojarzę głos tego rapera. Bracia wyedukowali mnie na tyle solidnie, że później okazało się, że zaplecze jest spore, fundament jest mocny i gdzieś tam naturalnie do tego wróciłem. Kiedy podejmowałem pierwsze próby z rapowaniem, to okazało się, że bardzo naturalnie czuję się na bicie z mikrofonem i bardzo naturalnie pisze mi się teksty rapowe. Zawsze gdzieś mnie ciągnęło w stronę muzyki – śpiewania, pisania tekstów. Jak odkryłem, że można to robić z podkładem i kiedy całkiem fajnie mi to zaczęło wychodzić, to pomyślałem, że trzeba to kontynuować.

A czy Twoi bracia nadal freestylują, czy poszli w zupełnie innych kierunkach i porzucili rap?

Nagrywać na pewno nie nagrywają. Pewnie jakiś freestyle przy jakiejś okazji zdarza im się nawinąć. Rzadko się widujemy, bo bracia mieszkają za granicą. Na pewno słuchają dużo rapu, ale czy robią, czy rymują, to wydaje mi się, że już niekoniecznie.

Czyli ich muzyczna przygoda nie była aż tak zaawansowana jak Twoja.

Nie przesadzałbym z tym, że moja jest jakaś bardzo zaawansowana. Były pewnie u nich jakieś plany, były jakieś koncerty bardziej lub mniej undergroundowe. To było nagrywane i rozprowadzane jeszcze nie drogą internetową, tylko z ręki do ręki na jakichś tam wypalonych CD-kach. Natomiast nie wydawali albumów z bardziej znanymi ludźmi ani też nie udzielali wywiadów.  

Powiedziałeś, że lubisz mierzyć się z tematami nie-rapowymi w rapowy sposób. Czym podsycałeś swoje poczucie humoru charakterystyczne dla Twoich tekstów?

Gdzieś tam ono było podlewane jakimś Tymańskim, na pewno Łoną – zwłaszcza wczesnym – oprócz tego na pewno też Frank Zappa jest dla mnie taką postacią bardzo inspirującą. Ale z tych trzech chyba najbardziej Tymon. Słuchanie tych gości, o których powiedziałem, sprawiło, że gdzieś tam świadomie obrałem taką, a nie inną drogę. Bardzo jarałem się też rapem Abradaba – lubiłem jego grę słów i jego dowcip. Bardzo lubię też teksty Janiszewskiego na pierwszych płytach Bielizny. Choć może nie wszystkie. Są na przykład takie teksty, jak historia boksera, którego wszyscy namawiali do pozostania bokserem, a on był na to zbyt wrażliwy albo historia nieszczęśliwej kasjerki PKP. Takie opowieści prostych ludzi, które potrafią inspirować. To jest też coś, co moim zdaniem kontynuuje Łona. Pociągają mnie takie proste historie, które podczas opowiadania wydają się mało atrakcyjne, tym bardziej pod kątem pisania o nich piosenek. Okazuje się jednak, że można wokół nich zbudować super teksty.

Bielizna – Prywatne życie kasjerki P.K.P. / Taniec lekkich goryli


Tak, chodzi o czujność przy obserwowaniu świata, takie niezwykłe wyczucie, a do tego odpowiedni dobór słów, który przyciągnie uwagę słuchacza.

To jest bardzo ciekawe. Bokser, który nie chciał się boksować, bo był wrażliwy –  co to jest w ogóle za temat? Jak napiszesz na kanwie tego fajny tekst, to kurde – ludzie tego słuchają latami. W przypadku Bielizny to już 33 lata od czasu wydania ich debiutanckiej płyty.

Przyjrzyjmy się teraz Twoim tekstom – weźmy tu na przykład takie SKPSP. Ostatnio na tablicy w moim bloku wywieszono kartkę z komunikatem dotyczącym sprzątania po pupilach i od razu zaczęłam nucić refren Twojego numeru.

Jeśli życzysz mi w ten sposób, żeby ktoś tego za 30 lat słuchał, to bardzo dziękuję. Mam nadzieję, że tak będzie. Moja żona, jak tylko widzi jakieś zbulwersowane posty na naszych nowohuckich grupach osiedlowych, to podpowiada, żebym podrzucił link do numeru. (śmiech) Chcieliśmy nagrać klip do tego kawałka i żałuję, że się nie udało. W ogóle nie udało się żadnego zrealizować, bo trochę nam pandemia przeszkodziła. Jak łatwo się domyślić, do SKPSP chcieliśmy zrobić klip z masą psów i ich właścicieli, za którymi biegam z woreczkami, a oni mnie przeganiają. Mieliśmy szalony plan, żeby nawet Marcin Świetlicki pojawił się w tym klipie ze swoją bokserką. Przyszedł niestety kolejny lockdown i niestety się nie udało.

Iggy Not Pop x Tap3s – SKPSP / Powiedz Mi Coś Więcej

Nawiązałeś wcześniej do inspiracji Tymonem Tymańskim… To jednak niejeden artysta wywodzący się z trójmiejskiej sceny alternatywnej, którego obserwujesz. Na Powiedz Mi Coś Więcej pojawił się też Olaf Deriglasoff, wspomniałeś również o inspiracjach Bielizną. Masz jakieś kolejne plany na kooperacje z artystami z tamtego regionu?

Trójmiejska scena i ta stara, i ta nowa – to jest coś fantastycznego, na co warto zwrócić uwagę. Z przyjemnością obserwuję to, co się tam dzieje, bo fajnie sobie tam muzycznie poczynają. Polecam sprawdzić zespół Alfah Fammes i jego zeszłoroczną debiutancką płytę No Need to Die. Był moment, kiedy mówiliśmy z żoną, że chcieliśmy wyprowadzić się do Gdańska i tam zamieszkać. Ostatecznie chyba jednak zostaniemy na południu – albo w Krakowie, albo na Śląsku. Na nowym materiale natomiast, nad którym trwają prace, gości z Trójmiasta nie będzie, aczkolwiek na kolejnych, kto wie? Na pewno marzy mi się Janiszewski właśnie. W ogóle przy okazji poprzedniej płyty był taki pomysł, żeby zrobić utwór na bazie sampla z Tańca lekkich goryli Bielizny i zaprosić Janiszewskiego do zaśpiewania refrenu. Ostatecznie jednak nie poszliśmy w tę stronę.

Nie tak dawno (17.04) obchodziliśmy dzień płyty winylowej, a Powiedz Mi Coś więcej oprócz wydania na CD i oczywiście standardowego ukazania się w serwisach streamingowych, również trafiło na wosk. Z których nośników najbardziej lubisz słuchać muzyki? Z jakich korzystasz na co dzień najczęściej? 

Ze względów praktycznych najczęściej korzystam niestety z serwisów streamingowych. Mam Spotify’a i mam pod ręką wszystko – no, może prawie wszystko. Gdybym miał jednak wybrać, z którego nośnika miałbym najczęściej korzystać, to byłyby to winyle. Winyl jest zajebisty, kiedy stawiasz sobie płytę pod igiełką, siadasz, bierzesz książkę i słuchasz. Jak skończy się strona, podchodzisz do gramofonu, przerzucasz i znowu robisz dokładnie to samo, co robiłaś wcześniej. Natomiast kiedy masz w domu kilkuletnie dziecko, najczęściej kończy się tak, że kładę sobie płytę na talerzu, włączam stronę A i idę do drugiego pokoju. Nawet nie zauważam, kiedy ramię gramofonu samo odchodzi i kończy się płyta. Nikt nie przerzuca jej na stronę B, bo po prostu zapomina się o tym albo po 5 minutach syn mówi, żeby ją wyłączyć, bo albo chciałby obejrzeć bajkę, albo chciałby w ogóle inną piosenkę. A mój syn bardzo lubi piosenki, tylko najczęściej zupełnie nie te, które akurat ja chciałbym puszczać. (śmiech) Bardzo lubimy wspólnie słuchać czy to utworów z Kubusia Puchatka, czy Czereśni (świetny zespół dla rodziców), czy Cyrku Deriglasoff. Staś jest mistrzem w śpiewaniu numeru Córki nie ma w domu. (śmiech) Rzadko więc korzystam z winyli, a jak już to robię, to faktycznie tylko chwilę, ale zbieram czarne krążki, zbieram płyty CD. Uwielbiam wydania fizyczne – kocham je mieć w ręku, na półce i bardzo chciałem, żeby Powiedz Mi Coś Więcej też wyszło w wersji winylowej.

Z tego co mówisz, to rzadko docierasz do strony B, a chciałam Cię zapytać, jaka jest Twoja ulubiona strona B.

Wasza. (śmiech) Dałaś mi teraz zagwozdkę i się będę zastanawiać. Jak bym miał teraz totalnie z partyzanta do tego podejść i się nie zastanawiać, to powiedziałbym, że Jane’s Addiction Ritual De Lo Habitual. Pierwsza strona ma krótsze numery i jest szybsza, a druga ma długie, wolne i bardziej psychodeliczne. Tam jest numer Three Days, który jest w ogóle arcykozakiem.

Jane’s Addiction – Three Days / Ritual De Lo Habitual

Gdybyś miał zabrać nas – czytelników na sentymentalną wycieczkę po miejscach, do których chodziłeś na pierwsze koncerty, to dokąd zabrałbyś nas na początek?

Mój pierwszy poważny koncert, jeżeli nie brać pod uwagę jakichś szkolnych koncertów, na których grano na przykład Chopina albo jakichś festynów (śmiech), to był Rammstein w Spodku.

To naprawdę na poważnie. Ile miałeś wtedy lat?

Kurde, muszę to sprawdzić. To był rok… 2005, czyli 13.

Zapewne za zgodą rodziców?

Tak, oczywiście. Ten koncert miał się odbyć w 2004 roku, ale został przełożony na początek 2005. Była zgoda rodziców, bo to mój ojciec kupił 3 bilety, ale ostatecznie sam nie poszedł. Za to ja poszedłem razem z moimi dwoma starszymi braćmi. Moi bracia pomalowali sobie twarze na biało, ja wypożyczyłem glany i zrobiłem sobie irokeza. Oczywiście miałem po bokach włosy, bo przecież nie odważyłbym się wtedy tak obciąć – miałbym problemy zarówno w domu, jak i w szkole. Pamiętam, że na koncercie bardzo chciałem wskoczyć w ten tłum metali, ale bracia kategorycznie mi zabronili, kazali stać z boku. Oni natomiast wskakiwali w tłum i co jakiś czas wychodzili sprawdzić, czy jeszcze żyję. Ale było bardzo fajnie. W Spodku byłem jeszcze na paru koncertach, głównie rockowych. Na pewno wyjątkowo wspominam też katowicki Mega Club. Udało mi się być jeszcze w tej totalnie pierwszej miejscówce przy ul. Dworcowej. Potem Mega Club był przeniesiony bodajże na Załęże. Moi bracia wspominają stamtąd ostre hip-hopowe melanże. Ja co prawda byłem tam na Happysad, ale w Mega Clubie było dużo koncertów. Z tych miejsc, które często odwiedzałem, to na pewno też JazzClub Hipnoza. Byłem tam na paru jazzowych koncertach – koncert w Hipnozie zawsze gwarantował dobrą jakość.

A czy jakieś wydarzenie stamtąd szczególnie mocno zapadło Ci w pamięć?

Pewnie, pamiętam. W czasie festiwalu „JaZZ i okolice” – pozdrawiam pana Andrzeja Kalinowskiego, który go organizował – odbył się koncert duetu instrumentalnego piano-perkusja. Na fortepianie grał Uri Caine, a na perkusji Han Bennink. Zaczęło się od tego, że najpierw Uri Caine zasiadł do fortepianu i grał ładnie, ale nic specjalnie ryzykownego w tym nie było. Ja jestem fanem raczej takiego cięższego jazzu, który „leci po bandzie”, mniej standardów czy jazzu śpiewanego. Podczas, gdy Uri Caine grał, perkusista stał jeszcze z boku sceny. Wyglądał tam tak niepozornie, tym bardziej że już wówczas to był starszy, ponad siedemdziesięcioletni człowiek. W pewnym momencie wszedł na tę scenę, wniósł swoje krzesełko i postawił za bębnami. Ja natomiast miałem w głowie wizję mało pociągającego koncertu. Kiedy usiadł za garami, rozpoczął się totalny roz****dol. Gość walił w bębny, zaczął rzucać w nie pałeczkami. Wydarzył się istny performance! Nie da się tego nazwać inaczej, bo to nie był standardowy koncert. W pewnym momencie Uri Caine grał solówkę, a perkusista wszedł na krzesło i zaczął zupełnie przypadkowo zrzucać pałki na perkusję, nakładać jakieś materiały na te bębny. Gdyby tego było mało, nagle wyszedł zza bębnów, usiadł na środku sceny i zaczął grać pałeczkami o podłogę. To był tak zajebisty koncert, że nie mogłem się po nim pozbierać. Dużo było tam takich koncertów. Bardzo lubię tam chodzić.

Na kilku Twoich popremierowych występach po wydaniu Powiedz Mi Coś Więcej pojawiłeś się na scenie z Julią Miką. Było widać i słychać, że dobrze się rozumiecie. Jest szansa, że muzycznie  będzie z tego coś więcej?

Od czasu kiedy się poznaliśmy, czuliśmy, że jest między nami dobra energia i już wtedy zaczęliśmy planować wspólny materiał. Musieliśmy jednak ostudzić trochę nasz entuzjazm i spojrzeć na to realistycznie – oboje mieszkamy w innych miastach, każdy ma swoje projekty, jakieś swoje zobowiązania. Póki co nagraliśmy jednego singla, który jest w fazie miksów, i powoli szykujemy się do jego premiery. Będzie to jazz-rapowy kawałek o paleniu papierosów. Mamy ogromną nadzieję na rychły powrót na scenę, by znów grać wspólne koncerty. Być może uda nam się zorganizować jakąś minitrasę naszego duetu. Będziemy się nazywać Mika Not Pop – takie nasze Taconafide. (śmiech) Chcielibyśmy napisać więcej utworów i ruszyć z koncertami, gdzie przeplatać będziemy utwory moje, Julki i nasze wspólne. Nie chcemy grać dwóch osobnych setów, a dopiero później wspólnego, tylko jako jeden skład. Faktycznie, uważamy, że super się dopełniamy na scenie. Co prawda Julia ma trochę mniej opublikowanych utworów, ale sporo jest już gotowych. W zeszłym roku wydała dwa single, za chwilę wydaje EP-kę – zebrała całkiem niezły wór piosenek i teraz powoli będą się ukazywać. To są bardzo dobre rzeczy. Trudno jest mi określić, czy Julia jest raperką, czy jest wokalistką, czy może wykonuje piosenkę aktorską, bo studiuje aktorstwo. To się wszystko gdzieś tam miesza. Dochodzi do tego bardzo dużo nowoczesnych brzmień. Jaram się bardzo jej rzeczami i fajnie, że możemy też razem podziałać.

Julia Mika i Iggy Not Pop. Fot. Anastasiia Zazuliak

A czym jest Wyższy Pułap i do czego on zmierza?

W założeniu Wyższy Pułap jest takim kolektywem kilku składów, głównie z Krakowa. Byłem jednym z pomysłodawców tego projektu i chcę, żeby ten kolektyw stworzył własną scenę. Zależy nam, żeby wokół grupy wykonawców z kręgu rapu alternatywnego zebrała się publiczność. W naszej ekipie jestem ja – powiedzmy mocna alternatywa, jest Chodnikov, który gra bardziej funk, jest Zuza Baum idąca w jazz, jest Julka Mika, która w zasadzie nie ma określonego gatunku, jaki reprezentuje. Julia ma dopiero 22 lata, więc jest teraz na etapie, w którym szuka swojego stylu. I fajnie, bo próbuje różnych rzeczy i ze wszystkiego czerpie garściami. Jesteśmy taką zbieraniną zespołów, które grają trochę bardziej wyrafinowany rap. Doszliśmy do wniosku, że skoro jest nas tyle, to dlaczego nie zbudować jednego dużego konglomeratu, dlaczego nie zebrać publiczności tych wszystkich składów. Razem będzie nam się łatwiej wypromować. Historia pokazuje, że to tak działa. Już nam się udało zrobić własną imprezę w Klubie Studio – Wyższy Pułap Fest. Początkowo miał to być tylko event on-line, ale udało się zorganizować imprezę hybrydową – oprócz oglądających live stream na widowni siedziało 60 osób. Uważam, że jak na pandemię to całkiem niezły wynik. Poza tym jesteśmy jeszcze mało znani, więc to, że zagraliśmy w ogóle w Klubie Studio, to też nasz sukces. Na razie trudno mi powiedzieć, czym na dłuższą metę będzie Wyższy Pułap. Ruszyliśmy naładowani sporym entuzjazmem, ale teraz po chwili od startu zauważam niepewność i jakieś takie niezdecydowanie. Musimy dać sobie trochę czasu na poukładanie. Dzisiaj trzymanie się w grupach i jednoczenie sił jest ważne. Przykładami takich ekip są: WCK, UNDADASEA, czy jak pokazuje Astigmatic Records – EABS, Błoto, czy nawet ta trójmiejska scena muzyczna, gdzie w kilku różnych zespołach przewijają się te same osoby. I to jest zajebiste. Chciałbym, żeby Wyższy Pułap działał też razem w studiu, dobrze, żebyśmy się tam przecinali. Ja z Julką to robimy i chcemy robić dalej. Czy z resztą ekipy to się uda? Myślę, że tak, tylko musimy sobie ustalić jakieś zasady funkcjonowania, zobaczyć, jak to będzie działało. Myślę, że jak się porozumiemy na podstawowych płaszczyznach, to później będzie to już płynęło. Trafiliśmy na kiepski czas, żeby takie działania sobie wymyślać, bo koncertów nie ma. Dużym filarem Wyższego Pułapu miały być właśnie wspólne trasy. Może nie od razu całą tą ekipą, ale przykładowo na początek ja koncertuję z Chodnikovem, a Julka z Zuzą, a potem wymieniamy się składami. Poza tym nie ukrywam, że nie mogę się doczekać jakiegoś wspólnego numeru Zuzy i Julki, bo girl power zawsze na tak. Tutaj mogą się dziać ciekawe rzeczy.

To może być też punkt wyjścia do założenia w przyszłości wspólnego labelu.

Gdzieś z tyłu mojej głowy to wszystko jest od samego początku. To najpierw powstało w moim i Zuzy (Baum – przyp. red.) okienku Messengera, kiedy pisaliśmy o tej inicjatywie i o tym, jak to mniej więcej widzę. Nie ukrywam, że tutaj WCK był sporym odniesieniem dla nas. Zobaczymy. Mam nadzieję, że się uda i gdzieś tam sobie to wyklarujemy. W końcu też pójdziemy na jakiś solidny melanż.

Uchylisz rąbka tajemnicy odnośnie kolejnego projektu, EP-ki, którą szykujesz? Raczej kontynuacja Powiedz Mi Coś Więcej czy zupełnie nowa odsłona Iggy’ego Not Popa?

Aktualnie pracujemy nad numerami z EP-ki, która, mamy nadzieję, ukaże się w tym roku. Śmiejemy się, że to jest takie Coś Więcej na sterydach. Mamy świadomość pewnych błędów czy pewnych niedociągnięć, które się na poprzednim krążku pojawiły. To była nasza – i moja, i Tap3sów – pierwsza poważniejsza produkcja. Ja jestem z tej płyty zadowolony. Powiedz Mi Coś Więcej nagrywałem po długiej przerwie i zastoju od nagrywania. Jak na ten czas, w którym wyszła, to nic bym w niej nie zmieniał. Uważam, że płyta jest zapisem punktu, w którym byliśmy wtedy. Poprawianie płyt po latach to jest dla mnie trochę śmieszna sprawa. Jestem z niej mega dumny, ale chcemy, żeby następna była lepsza. To na pewno jest kontynuacja, z tym że chcielibyśmy – tu mówię już jako trio – żeby aranże były ciekawsze. Staram się podrzucać swoje sugestie, ale największą pracę wykonują przy tym Tap3si. Ja natomiast wiem, że po licznych próbach z zespołem i po tych kilku koncertach, które zagrałem, dzisiaj jestem w lepszej formie rapowej. Jeśli chodzi o gości, to nie będę mówić, kto się pojawi, ale chciałem, żeby było jednak bardziej rapowo. Na tej poprzedniej płycie był Tymon, był Olaf, był Jutuber, no i był Pjus jako gość rapowy, były też skretche, ale wszyscy skupili się na gościach z alternatywy. Podkłady nadal wędrować będą gdzieś w różnych klimatach – będzie jazzowo, będzie też jeden numer, który ma w podstawie country. Alternatywa będzie na pewno z nami dalej, ja nie chcę od tego absolutnie uciekać, bo w tym się czuję bardzo dobrze. Wydaje mi się jednak, że trzon muzyczny EP-ki będzie bardziej rapowy niż na Powiedz Mi Coś Więcej, ale to już sobie wszyscy ocenią, jak sami posłuchają.

Iggy Not Pop x Tap3s – Przecinki ft. Olaf Deriglasoff / Powiedz Mi Coś Więcej


Kiedy możemy się spodziewać pierwszego singla?

Generalnie jest tak, że mniej więcej za miesiąc moja żona rodzi drugiego syna i do tego czasu chcę nagrać wokale. Chłopaki będą jeszcze na pewno pracować nad aranżami, dogrywać instrumenty, będziemy czekać na zwrotki gościnne, a potem oddamy całość do miksów. Myślę, że jesień na premierę tej EP-ki jest takim możliwym terminem. Może w wakacje uda się wypuścić jakiś singiel? Na pewno wcześniej jeszcze wyjdzie nasz wspólny numer z Julką (Miką – przyp. red.), ale to taki spoza tej EP-ki. Mam nadzieję, że jak najszybciej, chociaż mamy marzenie zrobić do tego animowany klip, ale tu zobaczymy, na ile pozwolą fundusze. Numer już się miksuje, ale jeżeli się uda, że zrobimy tę animację, to znowu potrwa to trochę dłużej. Takie życie undergroundowego muzyka niestety.

Podobno najlepszym przyjacielem muzyka są deadline’y.

Jak nie ma funduszy i robisz wszystko sam, to deadline’y czasami trzeba sobie przesunąć. Jestem też rodzinnie w takiej sytuacji, że nie wiadomo, co za chwilę się wydarzy. Trudno więc jest powiedzieć: „Dobra, do końca czerwca robimy EP-kę”. Za chwilę może rzeczywiście będzie tak, że trzeba będzie coś dograć, bo coś się nie będzie zgadzać, coś będzie kiepsko nawinięte. Nie będzie więc wyboru, bo przecież nie wypuszczę kiepsko nawiniętej EP-ki. Zobaczymy jak to wszystko się poukłada.

Powiedz Mi Coś Więcej. Grafika: Pan Kulka.

About Zeen

Power your creative ideas with pixel-perfect design and cutting-edge technology. Create your beautiful website with Zeen now.

Więcej wpisów
Melancholijny śpiew kruka. Subiektywnie o “Rain Tree Crow”