Julia Mika, "Kiksy" - okładka płyty.
Julia Mika, "Kiksy" - okładka płyty.

Niezłe „Kiksy” (recenzja)

Mianem „kiksu” w potocznym języku określa się coś niewłaściwego lub jakieś błędne posunięcie. Odsłuchowi czteroutworowej EP-ki Julii Miki zatytułowanej „Kiksy” nie towarzyszy wrażenie nieprawidłowości, ewentualnie uczucie niedosytu spowodowane zbyt szybko kończącym się nagraniem. Jest to pierwszy solowy materiał dwudziestodwuletniej artystki współtworzącej duet Kontaur oraz członkini zespołu Ćma Mać. Z tym pierwszym wydała już dwa minialbumy, z drugą grupą ma na koncie jeden krążek krótkogrający. Wokalistka pojawia się ostatnio również w składzie koncertowym rapera Iggy’ego Not Popa, wspomagając wykonawczo jego występy na żywo. Oczywiście sposobności do dawania tych koncertów w ostatnim roku było dramatycznie mało, jednak mając na uwadze to, że mówimy o artystce młodej stażem (i wiekiem), można pokusić się o stwierdzenie, że kilka dobrych sztuk udało jej się zagrać. Ślady tych aktywności można odnaleźć w sieci.  

„Kiksy” to wielogatunkowa mieszanka, w której pobrzmiewają echa folku i rapu, a spoiwem/osią jest elektroniczna podstawa. Ten miks gatunkowy już w pierwszej chwili odsłuchu krążka przywołał mi na myśl ostatni album Karoliny Czarneckiej, na którym artystka wchodzi w śmiałą relację z muzyką folkową, a rapowane fragmenty przeplatane są śpiewem. To nie jedyne podobieństwa, jakie można dostrzec między tymi dwiema artystkami. Julię i Karolinę oprócz tworzenia muzyki łączą związki z aktorstwem – pierwsza z nich aktualnie studiuje w Szkole Filmowej w Łodzi, natomiast druga kilka lat temu ukończyła studia aktorskie na Akademii Teatralnej w Warszawie. Obie dziewczyny zwinnie wykorzystują nabyte umiejętności w swoich muzycznych działalnościach, szczególnie jeśli zwrócić uwagę na ich wysoki poziom ekspresji wykonawczej.  

EP-ka Julii w całości poświęcona jest refleksji nad losem współczesnych dwudziestokilkulatków, do których grona należy autorka. Pełno tu osobistych zwierzeń o zagubieniu w świecie, niedostosowaniu do obecnego tempa życia, wątpliwościach co do kierunku obranego kursu, zmęczeniu i nieustannej presji. Patrząc przez pryzmat swoich doświadczeń, Mika doszukuje się głębszego sensu podejmowanych przez siebie i rówieśników działań, i w następstwie obwinia się o oderwanie od rzeczywistości – „powinnam mieć jakiś cel, powinnam wiedzieć, że wiem, a nie chodzić po mieście i nie wiedzieć nic”. A jaka jest ta rzeczywistość? Przepełniona oczekiwaniami. Od tych pochodzących od bliskich osób, będących rezultatem różnic pokoleniowych, aż po nakładane przez nas samych oraz cyfrowy, wyidealizowany świat. 

Artystka kilkakrotnie dzieli się swoimi obserwacjami dotyczącymi stanu relacji międzyludzkich, sygnalizuje, na jakim etapie odczłowieczenia jesteśmy, jak bardzo oddamy się od siebie – „wolałabym więcej człowieka w sobie i wokół dostrzegać, bo ile można z zadaną pokutą ciągle zalegać” – oraz jak bardzo stajemy się sobie obcy – „nie dopuszczaj mnie aż tak, żebym mogła dać ci znak, że za blisko się trzymamy / teraz Spotify mnie zna lepiej niż ty, chociaż wciąż konto duo mamy”. Sporą część tekstów stanowią storytellingi, które nie skupiają się wyłącznie na przyziemnych sprawach, ale dotykają przede wszystkim sfery duchowej. Opowieści przekazywane są z perspektywy pierwszoosobowego narratora i zahaczają głównie o problemy, z którymi przychodzi się zmagać młodym ludziom, dopiero kasującym bilet w dorosłość.

Refreny to mocny punkt każdego z czterech prezentowanych na krążku numerów. Wszystkie one łatwo zapadają w pamięć, niezależnie od tego, czy posiadają warstwę słowną, czy jedynie wokalizę, jak w przypadku orientalnie brzmiącego „Rozpoczęcia roku”. Autorami bitów do utworów z EP-ki są dwaj producenci – Lazy Rida Beats („Millenialsi”, „Rozpoczęcie roku” oraz „Bezpieczna odległość”) oraz Mike Johnson („Czułość”), nagraniem wokalu oraz dopieszczaniem jego brzmienia zajął się natomiast Adam Romański z AlternatiV Studio.

Julia Mika głęboko wnika w świat wewnętrzny młodych ludzi i pozwala sobie na szorstką autorefleksję dotyczącą ich aktualnych życiowych rozterek. „Kiksy” to przestrzeń na szczere wyznania o niełatwym momencie, w jakim znalazło się tzw. pokolenie Y. Dzięki nim starsi słuchacze mają szansę zrozumieć jego położenie i załagodzić uprzedzenia wobec pewnych postaw. Tak naprawdę nie ma tu odpowiedzi na większość zadawanych pytań, a przez cały kwadrans, czyli czas odsłuchu krążka, utrzymuje się atmosfera niepokoju i piętrzących się zmartwień, co dobrze obrazuje fragment: „mamo, co ze mnie wyrośnie? Mam dwadzieścia jeden lat, a dalej szukam wiary w poście / Gdyby to od picia umiar, byłoby znośnie, a ja szukam w internecie, co znaczy miłość przenośnie”. Intrygujący pod wieloma względami debiut Miki daje nadzieję na rozwój nieszablonowej artystki na polskiej scenie alternatywnej. Jestem bardzo ciekawa, jaki kierunek obierze ona na kolejnych wydawnictwach.

About Zeen

Power your creative ideas with pixel-perfect design and cutting-edge technology. Create your beautiful website with Zeen now.

Więcej wpisów
Madame JeanPierre – „Tuli” [okładka płyty]
Otulająca Madame JeanPierre (recenzja)