Rozen. Fot. Wiktor Franko
Rozen. Fot. Wiktor Franko

Rozen: „Gdybym nie grał folku, pewnie w ogóle nie robiłbym muzyki (wywiad)

Grupę Rozen tworzy czwórka przyjaciół, których do założenia zespołu pchnął niezwykły splot wydarzeń oraz pasja do muzyki folkowej. W jej skład wchodzi: wokalista i gitarzysta Andrzej Rozen, skrzypaczka Karolina Matuszkiewicz, perkusista Kacper Majewski oraz wiolonczelista Dominik Frankiewicz. Debiutancka płyta „Rozen” dzięki wsparciu wytwórni FONOBO Label  zyskała spory rozgłos. Z wokalistą, Andrzejem Rozenem o folku, procesie tworzenia muzyki oraz najbliższych planach na przyszłość rozmawiała Angelika Tołysz.

16 kwietnia ukazał się wasz debiutancki indie-folkowy album. Jak wrażenia po premierze krążka?

W naszym przypadku droga do wydania płyty to była kilkuletnia przeprawa, więc czujemy ogromną ulgę, że się udało. Spływa do nas mnóstwo pozytywnych głosów, pojawiło się całkiem sporo dobrych recenzji, wielu ludzi pisze do nas również w mediach społecznościowych i osobiście bardzo mnie to cieszy.

Jak zaczęła się twoja przygoda z muzyką?  Czy przed Andre & The Giants i obecnym Rozenem było  coś jeszcze?

Zupełnie nie. Historia naszego zespołu jest dość nietypowa i może działać na wyobraźnię, dlatego często ją opowiadam (śmiech). Kilka lat temu, kiedy zaczynałem grywać na gitarze, robiłem to wyłącznie hobbystycznie, dla relaksu. Uczyłem się sam przed komputerem, czasami pisałem piosenki, chociaż bez jakichś ambicji publikowania ich i występowania. Powiedziałbym nawet więcej – jeżeli kilka lat temu ktoś by mnie zapytał, czy mam jakieś predyspozycje sceniczne, powiedziałbym, że nie. Zawsze uważałem siebie za raczej nieśmiałego i żyłem w przeświadczeniu, że na scenie bym się raczej nie odnalazł. To przypadek spowodował, że zająłem się tym na poważnie. W świat muzyczny wciągnęła mnie Karolina Matuszkiewicz, nasza skrzypaczka. Potem były kolejne małe kroki, pierwsze koncerty, uformowanie zespołu, wreszcie po wielu próbach znalezienie wytwórni. I cała ta droga toczyła się dla mnie i toczy dalej obok innej kariery zawodowej i takiego zwykłego życia. Zdecydowanie tego nie planowałem.

Czym inspirowaliście się przy tworzeniu płyty?

Ten materiał powstawał kilka lat. Zaczęło się od miłości do folku. Kilka lat temu, kiedy po raz pierwszy usłyszałem muzykę folkową w wydaniu współczesnym, brytyjskim, czyli Mumford and Sons, zakochałem się w niej. Miałem wrażenie, jakby grała w mojej głowie już od lat, jakbym znał ją od dawna. A przecież wcale tak nie było. Potem te inspiracje się poszerzały. Słuchałem wielu amerykańskich kapel, z których chyba wciąż najistotniejszą jest The Lumineers. Natomiast przy tworzeniu samej płyty myślę, że zaszedł całkiem ciekawy proces, bo pozwoliliśmy sobie na sporo eksperymentowania. Od momentu wejścia do studia, te inspiracje stały się mniej ważne – daliśmy sobie więcej swobody i nie próbowaliśmy się na siłę wpisać w jakąś konkretną muzyczną kategorię. Myślę, że słychać te nasze poszukiwania na płycie. Wszystkie utwory mają folkowy kręgosłup, ale czasem w wydaniu trochę bardziej balladowym, czasem w wydaniu lekko rockowym, a czasem wręcz popowym. Mamy też dwie piosenki, w których pojawiają się instrumenty dęte.

Którego elementu jest więcej w Rozenie: wokalisty, gitarzysty czy autora tekstów?

Chyba najłatwiej zacząć mi od tego, czym się nie czuję. Z pewnością nie jestem gitarzystą. Owszem, gram na gitarze i towarzyszy mi ona we wszystkich utworach, ale daleko mi do zawodowych gitarzystów. Na płycie gościnnie pojawił Tomek „Serek” Krawczyk. Widząc jak on gra na gitarze, mogę jedynie marzyć, że i ja kiedyś będę tak umiał (śmiech). Chyba najważniejsze jest dla mnie teraz pisanie tekstów. Próbuję do tego podchodzić świadomie i dużo czasu poświęcam na zastanawianie się, jakimi środkami opowiedzieć daną historię. Wokal oczywiście też jest ważny, ale nie ukrywam, że i tu jestem wobec siebie mocno krytyczny. Na początku miałem duże kompleksy, że mój wokal to jednak wokal amatora. Tymczasem wiele osób zaczęło mi mówić, że mam ciekawą barwę. Od tego momentu próbuję pohamowywać ten swój wewnętrzny krytycyzm i przypominam sobie wtedy, że przecież są ludzie, którzy mówią, że brzmi to dobrze.


Odniosę się do tekstów. Wcześniej twoją domeną było pisanie w języku angielskim, jednak na debiutanckiej płycie Rozena pojawiły się wyłącznie utwory po polsku. Przyznam, że bardzo zgrabnie to wyszło. 

To była duża wolta, której się baliśmy, przed którą się broniliśmy. Gdzieś po drodze podjęliśmy taki eksperyment i zdaje się, że to „Lepszy Ląd” była pierwszą piosenką napisaną po polsku. Myślę, że ten klucz, który dla siebie znalazłem, i który mam wrażenie, że działa, to prostota tekstów. Moje największe obawy przed pisaniem po polsku były takie, żeby te teksty nie był pompatyczne, ckliwe, przesadnie poetyckie. Szukałem więc jakiejś formuły, która pozwoliłaby tego uniknąć. I taką formułę znalazłem właśnie w amerykańskim folku. Tam teksty to często nie opisy stanów wewnętrznych, tylko fabuły, które mają te emocje raczej wywoływać niż opisywać. I w taką stronę próbuję też iść ze swoimi tekstami.

Tworzycie muzykę do tekstu czy tekst do muzyki. Co jest według ciebie ważniejsze?

Ostatnio przeżyłem swojego rodzaju szok, bo wydawało mi się, że zaczynanie od muzyki to jedyna możliwa droga. Tymczasem w rozmowie z którymś z zespołów przekonałem się, że nie. Oni byli zdziwieni, że my tak piszemy, że tak się da. Oczywiście siadając do szukania muzyki, mam w głowie nastrój, temat, obrazek. Ale dopiero melodia jest dla mnie medium, dzięki któremu można opowiedzieć tekst. A muszę przyznać, że to opowiadanie stało się dla mnie ważne. I odkryłem to właśnie wtedy, gdy przestawiłem się na polski i zobaczyłem, że ten tekst może się nie tylko rymować, ale naprawdę poruszać słuchacza. I taki chyba jest nasz cel: poruszać w ludziach struny, których sami na co dzień nie dotykają.

A gdybym nie grał folku, to grałbym..?

Chyba nie grałbym w ogóle. Czasami śmieję się, że byłbym hip-hopowcem, dlatego że przeżyłem w młodości krótki epizod fascynacji polskim hip-hopem. Ale tak zupełnie serio, gdybym nie grał folku, pewnie nie robiłbym muzyki. Myślę, że ta moja muzyczna droga była właśnie z tego powodu dość wyjątkowa, że w muzykę wszedłem z przypadku i właśnie dla folku. Nie miałem w sobie chęci robienia kariery muzycznej samej dla siebie. Nie było w głowie nigdy takiej kalkulacji, że jak ten projekt nie wyjdzie, to będę próbował czegoś innego, do skutku. Oczywiście dzisiaj moje horyzonty muzyczne są szersze. Czasami, aż trudno mi słuchać cudzej muzyki, bo tyle rzeczy zachwyca, inspiruje. Myślę, że jako zespół jesteśmy dziś dużo bardziej otwarci, na przykład na elektronikę. Ale chyba ten folk, w takiej czy innej formie zawsze gdzieś w naszej twórczości będzie.

Jaka jest według ciebie aktualna kondycja folku na polskiej scenie muzycznej?

Myślę, że folk dzisiaj, głównie za sprawą Kwiatu Jabłoni, ma się bardzo dobrze. Ich muzyka odniosła niebywały sukces i bardzo wielu ludzi za sprawą Kasi i Jacka poznaje ten gatunek. Na pewno na polskiej scenie można wymienić Agatę Karczewską, songwriterkę, grającą na gitarze i śpiewającą po angielsku. To bardzo stylowa mieszanka amerykańskiego folku i country. Do głowy przychodzi mi też Leepeck. To także polski wykonawca, którego pierwszy album jest dla mnie jedną z lepszych płyt folkowych jakie słyszałem. Jest też oczywiście zespół Paula i Karol, właściwie weterani tego polskiego folku, którzy wciąż fantastycznie grają, wydali właśnie kolejny album. Są wreszcie wykonawcy, którzy na różne sposoby cytują ten folk w swojej twórczości, jak choćby Ofelia, Patrick The Pan. Tak więc polski folk już ma się dobrze, a jest potencjał na wiele więcej.

Jakie są wasze muzyczne plany na najbliższą przyszłość?

Jesteśmy świeżo po debiucie, więc nie wszystkie drzwi są jeszcze dla nas otwarte. Rynek koncertowy w tym momencie wygląda bardzo specyficznie, bo jest zdominowany przez takie duże objazdowe imprezy, ale zaczynamy grać. W lipcu pierwsze koncerty w Rzeszowie, w Sieradzu. Rozkręcamy się powoli, ale mamy duży apetyt na granie.

Serdeczne dzięki za rozmowę i gratuluję naprawdę udanej płyty. Niesamowicie przyjemnie się tego  słucha.

Świetnie to słyszeć. Wielkie dzięki za rozmowę.

About Zeen

Power your creative ideas with pixel-perfect design and cutting-edge technology. Create your beautiful website with Zeen now.

Więcej wpisów
CBGB, plakat filmowy; mat.prasowe
“…I pozostała muzyka dla niezaspokojonych żarłoków” – CBGB & OMFUG.