Maja Laura, fot. Wiktoria Bilska

Maja Laura: „Na scenie pozbywam się kruchej części siebie” (wywiad)

Natalia Glinka-Hebel

Niektórzy od razu skojarzą jej nazwisko ze znanym ojcem, inni z zespołem Ścianka. Mało kto wie, że ważną częścią jej życia jest działalność dobroczynna. Tymczasem Maja Laura Jaryczewska właśnie wydaje debiutancką płytę, którą wyznacza swoją nową drogę drogę bezkompromisowej artystki, szczerej do bólu i obdarzonej niezwykłą wrażliwością.

Natalia: Myślę, że często słyszysz podobne pytania, ale ja również chciałabym Cię o to zapytać, choć może pod nieco innym kątem. Twój sceniczny pseudonim to właściwie nie pseudonim, a Twoje prawdziwe imiona. Zrezygnowałaś jednak z artystycznego „wykorzystania” nazwiska. W jednej z rozmów wspomniałaś, że chodzi o to, aby się z tym „nie afiszować”, mnie jednak bardziej intryguje, ile w scenicznej Mai Laurze jest Mai Laury Jaryczewskiej prywatnie?

Maja Laura: Maja Laura to część mnie prywatnej, choć to słowo można różnie interpretować.  To część mnie całej, tylko trochę silniejsza. Na scenie pozbywam się kruchej części siebie.  Dlaczego akurat „Maja Laura”, a nie coś innego: tak mówiła do mnie zazwyczaj moja mama. Pierwsza napisana przez nią dedykacja dla mnie to:
„Maju Lauro,
przyszłaś do mnie z gwiazd”.

Natalia: Pierwszym utworem zwiastującym Twoją debiutancką płytę był Feldman’s Voicing Resonance. Nie jest to utwór prosty w odbiorze ani typowo „singlowy”. Skąd ten wybór? Jak Feldman’s Voicing Resonance ma się do pozostałych kompozycji na albumie?

Maja Laura: Feldman’s… był pierwszym nagranym utworem z tego materiału. Po przesłuchaniu pierwszych efektów nagrania zaczęła kiełkować prawdziwa wiara, że to co przeze mnie przepływa ma jakąś wartość. Od tego utworu zaczęła się długa i ciężka przeprawa, bo tak mogę nazwać proces tworzenia tej płyty. U jej podłoża są bardzo ciężkie dla mnie uczucia, wspomnienia i emocje, które uległy transformacji i stały się konstrukcjami dźwiękowo-słownymi. To było jedno wielkie samoleczenie i to zaczęło się od „Feldmana”, dlatego chociażby z tego względu jest to dla mnie utwór szczególnie ważny. Oprócz tego, nie chciałam zaczynać wychodzenia na powierzchnię od uderzenia w twarz. Chciałam raczej delikatnie dać znać, że coś się kroi. Choć może sam przekaz emocjonalny wcale delikatny nie jest, to użyte środki moim zdaniem już tak. Tak jest właśnie na tej płycie, od delikatności do mocnych ciosów. A co je łączy? Śmierć. 

Maja Laura – Feldman’s Voicing Resonance

Natalia: Wyjątkowo ważna jest dla Ciebie oprawa graficzna, zarówno koncertów, jak i albumu, promujących go zdjęć czy teledysków. Czy możesz powiedzieć coś więcej na temat wizualnych inspiracji? Czy są uzupełnieniem tworzonej przez Ciebie muzyki, czy bardziej czymś, co traktujesz jako odrębny obszar swojej twórczości?

Maja Laura: Oprawa wizualna to jednocześnie przypadki, dary losu i efekty poszukiwań po omacku. Ostatnio dzieje się to już bardziej świadomie. Gdy zaczynała się ta przygoda, byłam jeszcze na etapie kompletnej nieumiejętności przeżywania wizualnego, a może po prostu nie byłam na nie otwarta. Teledysk do „Feldmana” to moim zdaniem arcydzieło, za co jestem ogromnie wdzięczna jego autorom. To jakiś niesłychany zbieg energetycznych dróg. Uważam tak, bo ten obraz perfekcyjnie oddaje to, o co chodziło mi dźwiękowo. To samo lustrzane odbicie zachodzi między mną a Markiem Hajdukiem (Astygmatyzm), który odpowiada za oprawę wizualną koncertów, jak i za obraz do kolejnego, nadchodzącego singla, Lavender Brown.  Nie sądziłam, że tak bardzo złączę się z obrazem, ale to się stało. Jestem z tego dumna, podoba mi się to i chcę tego dalej. 

Natalia: Tytuł Twojej płyty to Bardo – z sanskrytu „stan pośredni”, najczęściej stan między życiem a kolejnym wcieleniem. Ja mam jednak skojarzenia trochę z bardem, czyli wędrownym poetą i pieśniarzem. Słuchając Twojej muzyki, miałam wrażenie, że jesteś trochę takim żeńskim bardem, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu, ponieważ bardowie mają niezwykły dar poruszania duszy. Jakie uczucia chciałabyś wzbudzić w swoich słuchaczach? Wprowadzić ich w stan zadumy, wzruszenia?

Maja Laura: Dziękuję, jeśli „poruszanie duszy” to coś pożądanego. Wydaje mi się, że od tego raczej się teraz ucieka. Nie mam żadnego celu, jeśli chodzi o wywieranie wpływu na moich odbiorcach. Robię po prostu to, co do mnie przychodzi, w pełni szczerze. Przekazuję to, jak czuję dźwiękowo emocje, odjeżdżam też trochę w kosmos i zdaję z tej wycieczki sprawozdanie. Jeśli to kogoś zainteresuje – super, bo to dla mnie bardzo ważne przedsięwzięcie, w które włożyłam mnóstwo sił.

Natalia: Gatunkowo nie da się chyba Bardo wrzucić w żadne ramy. Słyszę na niej odrobinę jazzu, nieco poezji śpiewanej, trochę ciężkiej elektroniki i – głównie – typowo „Twoje”, niedające się zaszufladkować dźwięki. Jak się czujesz z faktem, że Twoja muzyka może wymykać się wszelkim klasyfikacjom? A może masz jakieś określenie, które sama dla niej stworzyłaś, jakiś nowy gatunek?

Maja Laura: Też mi się tak wydaje, że ciężko to sklasyfikować. Teraz już mnie to cieszy. Miałam etap, kiedy bardzo martwiło mnie, że nie czuję się w pełni dobrze w żadnym znanym mi koncepcie gatunkowym, bo każdy z nich uprawiany na wyłączność sprawiał, że sztywniałam. Zawsze było coś nie tak, i wiedziałam dlaczego. Nie potrafię udawać.  Najpierw była klasyka i równolegle klimaty około-rockowe. Potem ucieczka od klasyki i jazz, który w swojej standardowej formie zmęczył mnie jeszcze bardziej niż jego poprzedniczka. Od dłuższego już czasu najwięcej słucham XX-wiecznej klasyki, Theloniousa Monka na repeacie od 5 lat, i szeroko rozumianej alternatywy. Z całą trójką jestem w wolnym związku, nie napalam się już na próby dołączenia do istniejących nurtów. W pewnym momencie zyskałam moc, by całkowicie odrzucić lęk przed byciem samotnym wędrowcem. Nie mam żadnego określenia na to, co się zadziewa, ale zawsze chętnie słucham skojarzeń. 

Maja Laura, fot. Wiktoria Bilska

Natalia: Kilka lat temu można było usłyszeć Cię w utworze Close Door Gently. Brzmi on nieco inaczej niż to, co znalazło się na Bardo; utwór nie trafił również na tę płytę. Czy celowo odeszłaś od nieco łagodniejszego grania na rzecz trudniejszych utworów bardziej spod znaku – jak sama piszesz – „elektronicznej brzydoty, perkusyjnego brudu i głosu duszy”?

Maja Laura: Close Door Gently to bardzo stara historia, byłam wtedy totalnie zagubiona i tak naprawdę czułam się jeszcze dzieckiem. Nie przywiązuje do tego żadnej większej wagi, było to po prostu coś, co powstało na skutek kilku wydarzeń i udało się to nagrać, ale nie jestem z tego dumna. Teraz jestem świadoma tego, co robię i jest to coś, czego jestem pewna. Wiele też pracowałam, żeby dojść do tego punktu. 

Natalia: Na Akademii Muzycznej studiowałaś fortepian jazzowy u Włodzimierza Nahornego i Sławka Jaskułke, a teraz studiujesz kompozycję pod okiem Pawła Mykietyna. To świadczy nie tylko o Twoim wyjątkowym talencie, ale również stałej potrzebie rozwoju. Zapytam więc przewrotnie – czy jest coś, co formalna edukacja muzyczna Ci zabrała? Czy są aspekty, w których wolałabyś pozostać „samoukiem”?

Maja Laura: Dzięki. Jest coś takiego – czas. Teraz jestem w trakcie urlopu dziekańskiego i poważnie zastanawiam się, czy wrócić na studia. Wręcz coraz bardziej czuję, że tego nie zrobię. Faktem jest, że nauczyłam się na studiach wielu bardzo ważnych rzeczy. Szczególnie cenię narzędzia, jakie dał mi Sławek Jaskułke – pomógł mi bardzo skrócić drogę do samodzielnego wyrażania się w improwizacji fortepianowej. Każdy z wymienionych przez Ciebie panów to ważny element mojej drogi. Dodam, że celowo zdawałam do każdego z nich, nie był to przypadek. Jednak obok zajęć indywidualnych, które zajmują może 15% czasu studiowania (jak nie mniej), trzeba spędzić naprawdę dużo czasu na innych przedmiotach i przygotowaniu do nich, musisz mieć jakąś tam minimalną obecność itd. Czasem są to super ważne i ciekawe rzeczy, a czasem nie. Często czułam, że marnuję czas i po całym dniu na zajęciach byłam zestresowana i zła, że do 19 słuchałam wykładów. W zeszłym roku studiowałam dwa kierunki naraz, nie było to dobrym pomysłem. Mało jest czasu na wolną ekspresję i czasu na samodzielne tworzenie. Chcę, żeby to było moje główne zajęcie jeśli chodzi o muzykę. Oprócz tego trzeba jeszcze zarabiać pieniądze, a w moim przypadku jest jeszcze druga działalność, jaką jest sektor dobroczynny. No i jak to wcisnąć w trwające do 19 codzienne zajęcia? Samoukiem nie jestem. Do tego, czego się nauczyłam przyczyniło się wiele wspaniałych osób, przez które zostałam ciepło przyjęta. Ale w pewnym momencie może się stać tak, że zaczniesz wierzyć w samego siebie. Może nawet zamarzysz, żeby odciąć wszelkie pępowiny.

Natalia: W wolnym czasie – którego zapewne masz bardzo mało – jesteś członkinią Efektywnego Altruizmu. Jest to organizacja zajmująca się popularyzacją skutecznej dobroczynności, której esencją jest wykorzystanie dowodów naukowych w celu określenia najskuteczniejszych sposobów czynienia dobra. Jak EA pojawił się w Twoim życiu i czy w jakiś sposób łączy się w nim z muzyką? Czy sztuka – Twoim zdaniem – może również przyczyniać się do czynienia dobra? Skoro przeżywamy ją sami, to wydaje się być dość egoistyczną kwestią…

Maja Laura: Mam go bardzo dużo, a i tak nie nadążam, by zrobić wszystko, czego bym chciała. Ciężko mi rezygnować z tego, do czego ciągnie mnie tak cholernie, że nie znajduję na to dobrego słowa. A jest wiele takich rzeczy, może niestety. Dlatego czasem czuję, że się rozjeżdżam, ale na pewno niczego nie żałuję. Lubię poznawać nowe „języki rzeczywistości”, a jak operujesz kilkunastoma naraz, to zaczyna się robić zabawa. Choćbyś był na poziomie B1 większości z nich. Przechodząc do EA – w pewnym momencie myślałam, że na rzecz tego zrezygnuję z muzyki. Połączyć to jest dosyć ciężko, to dwa różne światy. Można na siłę przerzucić pomiędzy nimi pomost, np. zorganizować festiwal, który ma na celu promowanie EA. Ale daleko im do wspólnego spaceru. Chociaż ja już tak spaceruję od dawna.



About Zeen

Power your creative ideas with pixel-perfect design and cutting-edge technology. Create your beautiful website with Zeen now.

Więcej wpisów
Fot.: mat. pras. artysty
Rozm-OFF-a: oysterboy − „Dosłownie śpiewam ody do lata”