Grey Daze, The Phoenix, album cover
Grey Daze, The Phoenix, album cover

Grey Daze: The Phoenix. Z miłości do…

#ForYouChester

Trudno uwierzyć, że od śmierci Chestera Benningtona mija już 5 lat… 20.07.2017. Pamiętam dokładnie ten dzień i moment, w którym usłyszałam tę straszną wiadomość. To był potworny cios. Ledwie miesiąc wcześniej Linkin Park grali w Krakowie, jako jeden z headlinerów odbywającego się w dniach 15-17.06.2017 Impact Festivalu. Ci, którzy mieli szczęście w koncercie tym uczestniczyć, zgodnie twierdzili, że zarówno frontman, jak i cały zespół – który ówczesną trasą promował swój świeżo wydany, siódmy album studyjny – One More Light – są w doskonałej formie. Ja niestety w czerwcu 2017 roku do Krakowa się nie wybrałam. Pamiętam dokładnie moje ówczesne rozterki, dylemat – jechać/nie jechać, powody, dla których w ogóle tę wewnętrzną dyskusję prowadziłam – mnogość innych koncertów i wyjazdów skumulowanych w tym jednym miesiącu (co przekładało się na różne komplikacje urlopowo-finansowe) i wreszcie argument, który zaważył finalnie na decyzji o odpuszczeniu tego koncertu – „bo przecież będzie jeszcze tyle okazji, żeby ich zobaczyć”… 

Minęło 5 lat, a mnie w dalszym ciągu na samą myśl pęka serce i wciąż nie mogę sobie darować podjęcia wówczas takiej a nie innej decyzji. I z tego miejsca chciałabym zaapelować – chodźcie zawsze i wszędzie na wszystkie koncerty ważnych dla Was artystów, bo naprawdę nigdy nie wiemy, który będzie ostatnim – czy to dla nas, czy dla danego zespołu. Teoretycznie to oczywiste, ale w praktyce – jak widać – zdarza nam się o tym zapominać i ulegać złudzeniu, że mamy jeszcze przecież tyle przed sobą. Tymczasem „…a moment is all we are, or quicker, quicker”.

W inauguracyjnym wydaniu Strony B każda z nas wybrała i przedstawiła szerzej jedną, kluczową dla niej płytę, która w 2020 roku obchodziła swoje 20. urodziny. Były to nagrania, które na stałe wpisały się do kanonu klasyki i – co ważniejsze – które wywarły na nas szczególny wpływ, które towarzyszyły istotnym momentom w naszym życiu i dostarczyły nam wyjątkowych przeżyć. O ile wybrać jedną taką płytę z jakiegokolwiek innego rocznika byłoby zadaniem dość karkołomnym, z wyborem tego jednego, the most important krążka, w przypadku roku 2000 nie miałam absolutnie żadnego problemu. Był to debiutancki album Linkin Park.

Jak napisałam wówczas we wstępie (całość artykułu TUTAJ): „Hybrid Theory to najszybciej sprzedający się debiutancki krążek od czasów Appetite For Destruction Guns N’ Roses (1987), jedna z najlepiej sprzedających się rockowych płyt XXI wieku, jeden z ważniejszych albumów dla takich gatunków, jak (love it or hate it) nu metal, rapcore, raprock i jeden z najważniejszych albumów… dla mnie.(…) Wydana 24 października 2000 roku Teoria Hybrydy zelektryzowała, porwała i niejako zdefiniowała znaczną część pokolenia ówczesnych nastolatków.” Album ten zdecydowanie stał się dla zespołu trampoliną do podboju rynku muzycznego nie tylko w USA, ale na całym świecie. I myślę, że można zaryzykować stwierdzenie (nie ujmując absolutnie niczego pozostałym członkom zespołu), że sukces ten nie byłby możliwy, gdyby w 1998 roku Chester Bennington nie zdecydował się dołączyć do formacji Xero, która ostatecznie przekształciła się w LP.

Grupa Mike’a Shinody nie była jednak pierwszym zespołem wokalisty. W 1993 roku Chester, wraz z Seanem Dowdellem założyli Gray Daze (przemianowany później na Grey Daze, a powstały na bazie poprzedniej formacji, w której obaj muzycy grali –  Sean Dowdell and His Friends?). Grupa wydała 2 albumy – Wake Me (1994) i …No Sun Today (1997), po czym w 1998 roku się rozpadła. 25 lat później panowie, wspólnie z Chesterem, postanowili reaktywować zespół (który dla Benningtona co prawda miał być jedynie pobocznym projektem, ale do którego równocześnie podchodził z wielkim entuzjazmem). W planach było m.in. wydanie nowej płyty, zawierającej przearanżowane nagrania z lat 90. oraz nowe single i trasa koncertowa. Skład spotkał się nawet na kilku sesjach nagraniowych. Niestety, nic z pozostałych założeń miało już się nie wydarzyć.

Grey Daze w 2020 roku postanowili wypuścić album upamiętniający zmarłego wokalistę. Płyta Amends była swego rodzaju formą terapii, sposobem na przepracowanie traumy po stracie przyjaciela, pożegnaniem z nim. Na krążku znalazły się demówki z poprzednich dwóch wydawnictw grupy: Wake Me – „What’s in the Eye?”, „Sometimes”, „Morei sky”, „She shines” i … No Sun Today – „Sickness”, „In Time”, „Just Like Heroin”, „The Syndrome”, „B12”, „Soul Song”, „Shouting Out”. Partie wokalne Chestera pochodzą z oryginalnych nagrań z lat 90., instrumenty zostały jednak nagrane na nowo. I w warstwie muzycznej zdecydowanie wyczuwalny jest tu smutek, nostalgia i zaduma, w których pogrążona była wówczas grupa. Album jest niezwykle melancholijny, choć nie brakuje mu również mocniejszych akcentów. Znajdują się one jednak w zdecydowanej mniejszości wobec tych dominujących, spokojniejszych linii melodycznych.

Idea wydania Amends z miejsca zyskała moje uznanie. Uważałam, że będzie to dobry sposób na oddanie hołdu Chesterowi, a przy okazji wspaniały prezent dla wszystkich jego fanów. Przyznaję jednak, że myślałam, że jest to wydawnictwo jednorazowe. Gdy więc wiosną tego roku usłyszałam zapowiedź kolejnej płyty Grey Daze z udziałem Chestera, nie ukrywam, że ogarnęły mnie mieszane uczucia. Zastanawiałam się przez chwilę, na ile jest to rzeczywiście chęć kontynuacji oddania hołdu wokaliście i celebracji jego niezaprzeczalnego talentu i nietuzinkowej osobowości, a na ile po prostu staje się to dla zespołu patentem na wydawanie kolejnych płyt… Po ukazaniu się pierwszego singla reprezentującego The Phoenix – „Saturation (Strange Love)” – powiedziałam, że jak dobrze, ale też i jak… nieco dziwnie jest znów usłyszeć Chestera. Dodałam jednocześnie, że nie wiem jeszcze co sądzić o tej płycie (mając na względzie powyższe rozterki), ale że z pewnością będę jej wyczekiwać.

Krążek ukazał się na rynku 17.06.2022. Grupa zapowiadała go m.in. w ten sposób: „Amends was more emotional and reflective. We felt sad when we were writing it. Now that we’re a couple of years removed, it’s very clear what we were going through. We were at a different stage of grief. We went through the shock and the sadness. Now, we’re back to gratitude. So, The Phoenix is more of a celebration of our friend, his talent, and the music. It captures Chester’s angst and energy that people fell in love with. It’s much more aggressive. If you love Chester’s scream, you’ll love this record.”

I rzeczywiście – otwierający i jednocześnie reprezentujący album „Saturation (Strange Love)” już od pierwszych sekund chwyta za serce przyprawiającym o ciarki krzykiem Chestera. To najmocniejsza i chyba jedna z najlepszych pozycji na płycie. Choć nie oznacza to, że dalej album traci na sile. Następny w kolejce „Starting To Fly” to również energetyczny, w dużej mierze nu-metalowy, choć z grunge’owymi naleciałościami, utwór, który również jest jednym z moich faworytów. Podobnie jak alternatywny „Be Your Man” i „Holding You” z gościnnym udziałem (i wspaniałą gitarową solówką!) Dave’a Navarro z Jane’s Addiction. Jednymi z najbardziej przejmujących utworów na płycie są: „Hole”, w którym pojawiły się również córki Chestera – Lily i Lila (spróbujcie się nie wzruszyć, słysząc ich głosy w intro), „Believe Me” z gościnnym udziałem Richarda Patricka, którego głos został doskonale wkomponowany i stworzył niesamowity duet z Benningtonem oraz „Spin” –  ballada z potężnym, poruszającym wokalem oraz wspaniałymi gitarami. Zamykający album „Wake Me” pokazuje Benningtona z nieco innej strony i udowadnia, że był to naprawdę niesamowity wokalista o szerokim spektrum możliwości i wielkim potencjale. Wszystkie kawałki znajdujące się na The Phoenix – podobnie jak w przypadku Amends – pochodzą z wydanych w latach 90. demówek zespołu. Ponownie także ścieżki wokalne pochodzą z oryginalnych nagrań. Ścieżka muzyczna została nagrana jednak na nowo, tak, aby brzmienie było nieco bardziej współczesne. Warto też wspomnieć o symbolicznym wymiarze samego tytułu krążka. The Phoenix może bowiem bezpośrednio korelować z i odzwierciedlać tu po prostu nazwę miasta, w którym grupa Grey Daze w 1993 roku powstała, miasta, z którego wszyscy jej członkowie pochodzą i w którym w latach 90. żyli i nagrywali swoje pierwsze utwory. A może też jednocześnie oznaczać odradzającego się, mitycznego Feniksa i symbolizować nieśmiertelność tak samego artysty (który wciąż jest obecny w sercach i wspomnieniach wielu osób – zarówno bliskich, jak i fanów), jak i jego spuścizny.

Czy zespół przekonał mnie, że faktycznie robi to wszystko przede wszystkim “#ForYouChester”? Myślę, że tak. Czy ostatecznie wydanie kolejnej płyty z wokalami Chestera uważam za pomysł dobry i – co chyba najbardziej istotne – na miejscu? Zdecydowanie! Zaprzepaszczenie tych materiałów byłoby ogromną stratą. Najwięksi fani muzyka zapewne dotarli do archiwalnych nagrań Grey Daze i ostatnie dwie płyty grupy nie są dla nich zupełnie nowym odkryciem, niemniej mogą się cieszyć wydawnictwami w nowych, zremasterowanych i doskonale brzmiących odsłonach. Dla tych, którzy do archiwalnych demówek nigdy nie dotarli, zarówno Amends, jak i The Phoenix stanowić będą cenny materiał, ukazujący początkową drogę jednego – bez wątpienia – z najlepszych wokalistów rockowych XXI wieku (o ile nie w ogóle, w całej historii muzyki). Być może pomogą im także szerzej spojrzeć na jego późniejszą ścieżkę kariery i lepiej zrozumieć jego dalsze wybory muzyczne. Innym być może pozwolą na nowo dać się porwać Chesterowi, zanurzyć się w jego twórczości. A jeszcze innym być może po prostu o nim przypomną, co byłoby chyba największą wartością dodaną. Bo zarówno tacy artyści, jak i ich dokonania, powinni żyć w naszej pamięci wiecznie.

About Zeen

Power your creative ideas with pixel-perfect design and cutting-edge technology. Create your beautiful website with Zeen now.

Więcej wpisów
Fot.: mat. pras. artysty
Rozm-OFF-a: oysterboy − „Dosłownie śpiewam ody do lata”