Pearl Jam, Ten; album cover
Pearl Jam, Ten; album cover

30 lat albumu „Ten” – historia pierwszego dziecka Pearl Jam

Historia rocka pamięta wiele muzycznych debiutów, które swoim geniuszem zmieniały jej oblicze. Mimo to, grono albumów, które od wielu lat z niezmienioną mocą wstrząsa publiką, jest stosunkowo niewielkie. Właśnie minęło 30 lat od kiedy świat usłyszał jeden z nich – Ten zespołu Pearl Jam.

 Chociaż początki grupy sięgają połowy lat 80., tak naprawdę wszystko zaczęło się w ich końcówce, w narodowym parku Yosemite – niezwykłym miejscu na zachodzie USA. To tam Eddie Vedder, młody utalentowany wokalista, wybrał się na wycieczkę z przyjaciółmi. Wśród nich był od niedawna bliski mu, znany muzyk, Jack Irons, były perkusista Red Hot Chilli Peppers. Mimo, że być może sama wycieczka nie odegrała większej roli w początkach nieistniejącej jeszcze grupy Pearl Jam (chyba że pod uwagę weźmiemy przyjacielskie zbliżenie się dwóch, świeżych muzyków), to właśnie powrót z niej stał się okolicznością, w której Jack włączył w samochodzie Eddiemu kasetę z nagraniami Jeffa Ament i Stone’a Gossard – kumpli z Seattle.

Byli oni częścią krótkiej historii Mother Love Bone, lokalnie znanego grunge’owego zespołu z Seattle, którego choć początek był bardzo obiecujący, koniec okazał się tragiczny. Po dwóch latach działalności grupa rozwiązała się wraz z bolesnym odejściem jej charyzmatycznego lidera i wokalisty Andrew Wooda, zmarłego na skutek przedawkowania heroiny. Traumatyczna sytuacja nie wpłynęła jednak na miłość do muzyki pozostałych członków zespołu, wręcz przeciwnie. Razem z przyjacielem Wooda, Chrisem Cornellem z Soundgarden, muzycy stworzyli projekt o nazwie Temple Of The Dog, który był osobistym, muzycznym hołdem dla zmarłego kolegi. Poza tym, założyli także projekt z dodatkowym gitarzystą Michaelem McCreadym, o nazwie The Gossman Project. Była w nim jednak niewybaczalna luka. Brakowało wokalisty.

Miłość od pierwszego… nagrania

Od chwili, gdy Eddie wracając z wycieczki po raz pierwszy zasłuchał się w muzyce chłopaków z The Gossman Project, sprawy potoczyły się bardzo szybko. Zachęcony przez Ironsa, natychmiastowo dograł swoje partie wokalne do trzech kompozycji demo i wysłał swoim przyszłym kolegom z zespołu. Nie był pierwszy. Zespół rozważał już kilka propozycji współpracy z różnymi wokalistami, jednak te nie były przekonujące. Najbardziej przekonujący okazał się Eddie, który nie znając historii Mother Love Bone, nie silił się naśladować wokalu Andiego, eksponując swój w pełni naturalny styl. Muzycy byli zachwyceni. Niedługo po wysłaniu kasety, Eddie Vedder na koszt zespołu wsiadł w samolot i po paru godzinach znalazł się na próbie w podziemiach Seattle. Kilka dni później, 23 października 1990, zespół po raz pierwszy wszedł do studia London Bridge, by zacząć pracę nad swoimi utworami.

Babcia i halucynogenny dżem

Co w takim razie stało się z The Gossman Project? Zanim zespół przybrał ostateczną nazwę, na chwilę przywłaszczył sobie nazwisko koszykarza Mookiego Blaylocka. Spontaniczną inspiracją stała się kartka z jego podobizną, włożona przez kogoś do pudełka z kasetą. Po pewnym czasie, muzycy zdecydowali się postawić na coś bardziej kreatywnego. Tym razem, jak się okazało, ostateczną już inspiracją okazała się prababcia Eddiego o imieniu Pearl, która podobno według przepisu swojego męża o indiańskim pochodzeniu, często przyrządzała halucynogenny dżem. Czy faktycznie tak było? Chodzą pogłoski, że jest w tym małe kłamstwo. Historia jest jednak na tyle osobliwa, że być może warto zostawić ją w pierwotnej formie… Wróćmy jeszcze na chwilę do nazwy. Sam Mookie Blaylock nie został zupełnie odstawiony na bok. To właśnie od numeru na jego koszulce, zespół wziął pomysł na swój debiutancki, kultowy album Ten. Po nagraniu trzech singli: Alive, Wash i I Got A Felling Beatlesów, 27 marca 1991 roku grupa po raz kolejny weszła do studia i w niecały miesiąc nagrała materiał na debiutancki album, który okazał się jedną z najbardziej poruszających rockowych twórczości wszechczasów.

Ponadczasowa wrażliwość

Ten osiągnął wielki sukces. Chociaż powstał zadziwiająco szybko, zdobył uznanie nie tylko fanów sceny Seattle (tworzonej przez Nirvanę, Alice In Chains, Soundgarden), ale także szerszej publiczności, nierzadko gustującej także w bardziej komercyjnych brzmieniach. Nie bez znaczenia jest, że zespół od początku nie zamykał się na siłę w sztywnych ramach niszowego grunge’u. Absolutna szczerość grania, nieszablonowa kreatywność i autentyczność grupy stworzyły muzykę Pearl Jam nieco szerszą w odbiorze, a przy tym niezwykłą i uderzającą w najczulsze punkty. Zresztą włączając Ten po kilku tylko sekundach jesteśmy pewni, że mamy do czynienia z muzyką wyjątkowo hipnotyzującą. Czy może być inaczej, skoro już pierwsza piosenka Once porywa za rękę słuchacza, zabierając go w niesamowitą przestrzeń pełną rockowego mistycyzmu? Eddie Vedder śpiewa z tak przejmującym bólem, że ucieczka od przekazywanych emocji jest niemożliwa. Nie ma się czemu dziwić, teksty piosenek pełne są autentycznych, bolesnych historii. Prawdopodobnie dla samego Eddiego najbliższy jest utwór Alive, w którym opowiada o prywatnym wątku związanym z jego ojcem. Być może nie było łatwym zadaniem opowiedzieć światu o bolesnym poznaniu prawdziwego ojca dopiero po jego odejściu, udało się jednak Eddiemu stworzyć utwór, który do dziś porusza najtwardsze charaktery. Nie mniej uderzający jest utwór Jeremy, o chłopcu który zastrzelił się na oczach całej swojej klasy. Sytuacja miała miejsce naprawdę, w roku 1991 w Teksasie. Podobnie było z historią dziewczynki (utwór Why Go) zamkniętej w psychiatryku przez swoją matkę za to, że zapaliła marihuanę. Te prawdziwe historie, choć smutne, przyczyniły się do powstania jednej z najważniejszych płyt lat 90.

Niestety, nie wszyscy członkowie zespołu wytrzymali komercyjny, trochę niespodziewany sukces albumu. Niedługo po jego wydaniu, muzycy pożegnali się z perkusistą Davidem Krusenem, którego poważny problem alkoholowy zdominował zespołowe obowiązki i na dobre uniemożliwił współpracę. Zastąpił Go na chwilę Matt Chamberlain, który pojawił się nawet w teledysku do Alive. Była to jednak chwilowa zmiana, bo na dłużej perkusyjne stery przyjął Dave Abbruzzese ściągnięty z Dallas.

Niespełna rok po wydaniu płyty, w marcu 1992 roku Pearl Jam zagrał ekskluzywny koncert Unplugged dla MTV. Eddie po latach wyznał: Ludzie z MTV mówili, że to był jeden z najlepszych koncertów. Po czym dodał: Nie ufam ludziom, zwłaszcza gdy mówią coś miłego. Oni jednak nie kłamali. Dowodem na to jest sukces, do którego przyczynił się występ w telewizji. Kilkadziesiąt milionów nakładu, w tym kilkanaście platynowych płyt w rodzimym kraju! W Polsce album zyskał status złotej płyty, a w 2003 roku, w prestiżowym zestawieniu 500 albumów wszech czasów magazynu Rolling Stone zajął 207 miejsce. Do dziś album zajmuje szczególne miejsce w świadomości nie tylko fanów, ale także muzyków z całego świata. Do dziś wiele z nich przyznaje, że tworząc swoje brzmienia, czerpali inspirację z albumu, który na zawsze poprzestawiał ich spojrzenie na muzykę rockową, zostawiając nieodwracalny ślad.

About Zeen

Power your creative ideas with pixel-perfect design and cutting-edge technology. Create your beautiful website with Zeen now.

Więcej wpisów
Kwiat Jabłoni: „Mogło być nic” – a jest dobra płyta! Recenzja na dwa głosy