Są takie płyty, które nie dają człowiekowi spokoju, które uwierają, bolą, czasem rozdzierają serce, innym razem budzą niepokój, a jednak wciąż nie sposób się od nich oderwać, niemożliwym jest do nich nie wracać. Są takie płyty, które potrafiły zmienić bieg wydarzeń i odegrać kluczową rolę w historii muzyki; płyty, które stawały się opus magnum nie tylko dla danego zespołu, ale dla całego gatunku; płyty, które wywierały znaczący wpływ nie tylko na dane pokolenie i kolejne generacje muzyków, ale i po prostu – na miliony słuchaczy na całym świecie. Jedną z takich płyt jest „Dirt”. O wydanym 29.09.1992 r. drugim albumie studyjnym Alice In Chains powiedziano już wiele. Czy można wnieść coś nowego do historii? Cóż, okazuje się, że 3 dekady później zarówno sami artyści, jak i pozostałe osoby zaangażowane w produkcję albumu, wciąż mają sporo nieodkrytych i nieujawnionych wcześniej anegdot. Dzielili się nimi z fanami podczas 30-dniowej celebracji 30. urodzin albumu na kanałach społecznościowych zespołu. Czy jednak z perspektywy „nie-uczestników” wydarzeń można opowiedzieć historię na nowo? Pewnie można, tylko opowieści takich było już też wiele. Może zatem warto byłoby opowiedzieć swoją historię „Dirt”? Gdy przygotowywałyśmy się do napisania tego nietypowego, dwugłosowego, tekstu, zadawałyśmy sobie powyższe pytania. Jednocześnie chciałyśmy uczcić tak okrągły i piękny jubileusz tej jednej z najważniejszych nie tylko dla muzyki, ale i osobiście dla nas, płyt, w sposób najlepszy z możliwych. I – last but not least – chciałyśmy uczcić go razem, wspólnie. Jesteśmy najlepszym dowodem na to, że siła grunge’owej rewolucji, która wybuchła w północno-zachodnim regionie Stanów Zjednoczonych w latach 90., 3 dekady później wciąż oddziałuje i to na zupełnie drugim końcu świata. Nasze drogi pewnie nigdy nie skrzyżowałyby się, gdyby nie zamiłowanie do „Sceny Seattle”. Połączyła nas muzyka i, wdzięczne za taki obrót spraw, to jej chcemy oddać tu, razem, hołd. Jesteśmy koleżankami „po fachu”, „po piórze”, słuchaczkami, czytelniczkami, wielbicielkami grunge’u i fankami Alice In Chains, a to jest nasza historia ich kultowej już płyty. Czytaj dalej
Ostatnie
Feat
Jak opowiedzieć o muzyce w taki sposób, żeby zaintrygować i zachęcić doświadczonych melomanów do sięgnięcia po coś, czego nie znają i na pierwszy rzut oka może im się wydać zbyt dalekie własnym zainteresowaniom? To trudne zadanie, które chętnie podejmę, z nadzieją, że Farat Anny Marii Jopek może stać się dla Was pasjonującą i niezapomnianą muzyczną podróżą. Tak jak dla mnie. Czytaj dalej
Nie ma chyba bardziej rozpieszczonej grupy słuchaczy niż fani zespołu Pearl Jam. Bo chociaż przerwy między kolejnymi albumami robią się coraz dłuższe, to czas oczekiwania wynagradzany jest licznymi przystawkami. A to coroczny świąteczny singiel. Czasem wypuszczona zupełnie spontanicznie piosenka, rzadziej jakieś wydawnictwo koncertowe czy kompilacja. Nie licząc solowych projektów muzyków, które również ukazują się dość regularnie. I tak od trzydziestu lat, więc przez ten czas w dorobku grupy uzbierało się sporo takich rarytasów. Czytaj dalej
Rodzeństwo muzyków, które na co dzień kryje się pod nazwą Kwiat Jabłoni nawiązującą do taniego wina, wydało swój drugi już krążek. Na "Mogło być nic" Kasia i Jacek pokazują, że nie stracili formy oraz umiejętności śpiewania pięknie o rzeczach trudnych i każdemu bliskich. O płycie rozmawiało dwóch redaktorów fanpage’a Zamieniam się w słuch. Czytaj dalej
Historia rocka pamięta wiele muzycznych debiutów, które swoim geniuszem zmieniały jej oblicze. Mimo to, grono albumów, które od wielu lat z niezmienioną mocą wstrząsa publiką, jest stosunkowo niewielkie. Właśnie minęło 30 lat od kiedy świat usłyszał jeden z nich - "Ten" zespołu Pearl Jam. Czytaj dalej
Gościnnie na łamach Strony B – Pan Kaseciarz i najważniejszy album jego życia
Czytaj dalej