Ania Grabowska, Magda Żmudzińska
Zaczynali od grania na ulicy Piotrkowskiej – do dziś zagrali kilkadziesiąt koncertów, pojawili się na znaczących krajowych festiwalach, zgarnęli nagrodę Soundedit Spotlight 2020, a w tym roku zagrali w finale Jarocińskich Rytmów Młodych. Heima jest młodym, alternatywnym zespołem, konsekwentnie realizującym zadania na drodze do wyznaczonych i jednocześnie wymarzonych celów. Grupa podjęła współpracę z Pawłem Cieślakiem, a zapowiedź ich singla „Luna” nagrał sam nieoceniony i nieodżałowany Tomasz Knapik. Zespół ze swoim niezwykle ciekawym brzmieniem – zarówno w warstwie muzycznej, jak i wokalnej – ma naprawdę sporo do zaoferowania. W oczekiwaniu na debiutancki krążek artystów Magda i Ania porozmawiały z muzykami m.in. o pochodzeniu oryginalnej nazwy grupy, zadaniowości, muzycznej scenie Łodzi, muzycznych wzorcach i najbliższych planach.
Magda: Zaczerpnięta z języka islandzkiego nazwa Heima oznacza domową, ciepłą atmosferę…
Paweł: Tak, ale my nawiązujemy tu przede wszystkim do nazwy trasy koncertowej zespołu Sigur Rós z 2006 r. Grupa tak ją ochrzciła, bo najpierw zagrała tournée po całym świecie, a na końcu chciała zagrać tak bardziej „u siebie”. Jak jednak wiadomo – na Islandii jest tylko jedno duże miasto – Reykjavík, a wszystkie inne mają po pięć tysięcy, tysiąc, czasami nawet ledwie 500 mieszkańców. Zespół grał więc po prostu u ludzi w domach, w ich salonach, w jakichś domach kultury, dla 20-30 osób, a chwilę wcześniej występował na pełnych, ogromnych stadionach. Cykl tych lokalnych, krajowych koncertów nazwano właśnie „Heima”. Powstał nawet film dokumentalny na temat tej trasy.
Ania: Takiego wyjaśnienia genezy Waszej nazwy się nie spodziewałyśmy. Doszukiwałyśmy się tu zdecydowanie bardziej metaforycznego znaczenia.
Paweł: Ta „Heima” po prostu też brzmiała dla nas dobrze, bo jest łatwa do zapamiętania. Wybraliśmy dobrą i dźwięczną nazwę dla zespołu.
Magda: Ja jednak wróciłabym jeszcze na chwilę do tego metaforycznego znaczenia. Muszę przyznać, że jak słucham Waszej muzyki, to ona wzbudza we mnie właśnie takie ciepłe, „domowe” odczucia, kojarzy mi się z jakimś bliżej nieokreślonym, a jednak dobrze znanym i przytulnym miejscem. Czy spotkaliście się już z takimi opiniami?
Olga: Tak i kiedyś nawet w naszej ofercie koncertowej mieliśmy opis: „na naszym koncercie poczujesz się jak w pluszowym fotelu”. (śmiech)
Magda: O właśnie, dokładnie tak!
Olga: Ostatnio wprowadziliśmy trochę zmian w naszym brzmieniu, bo trąbkę zastąpiliśmy klawiszami i w ogólnym ujęciu staramy się grać mocniej niż dotychczas, więc i opis musiał ewaluować, ale na początku rzeczywiście – tak było.
Ania: A czy w studiu i na scenie czujecie się jak w domu?
Olga: W studiu to tak naprawdę nie do końca wiemy, bo w trakcie pandemii nie spotykaliśmy się tam całym zespołem, tylko każdy nagrywał osobno. Nie poczuliśmy w pełni klimatu nagrywania, bo każdy wchodził i rejestrował swoją partię w wyznaczonym dla siebie dniu. A na scenie to chyba najfajniejsze uczucie, jakie może być, bo po to się gra muzykę, żeby koncertować, tak uważam.
Paweł: Ja dopiero ostatnio złapałem więcej takiego luzu na scenie. Zagraliśmy tu w Jarocinie, wcześniej przed Lady Pank i kurczę naprawdę czułem, że to jest to, co chcę robić, co sprawia mi frajdę.
Magda: Zaczęło się od grania na Piotrkowskiej w Łodzi, teraz zagraliście na Jarocińskich Rytmach Młodych, chwilę wcześniej supportowaliście Lady Pank. Dużo wydarzyło się u Was tak na przestrzeni ostatnich kilku lat. Zastanawiam się, czy ten punkt, w którym jesteście dzisiaj wynika z konkretnie zaplanowanych działań i konsekwentnej realizacji tych planów, czy jest tu też dużo jakiejś przypadkowości i szczęśliwych zbiegów okoliczności?
Paweł: Chyba mamy to dobrze określone i dosyć solidnie trzymamy się planu, mało jest w tym przypadku. Taki koncert jak Lady Pank, pojawił się nieoczekiwanie, ale nie jest to przypadkowe, że ktoś nam go zaproponował.
Olga: Koncerty zdarzają się nieprzewidzianie, faktycznie. Ale wiadomo, że nie da się tego tak ogarnąć, żeby wszystko zawsze było zaplanowane.
Paweł: Próby też gramy takie bardzo konkretne, bez żadnych spotkań towarzyskich. Przychodzimy, gramy to, co mamy po prostu zagrać jak najlepiej i idziemy do domu. Jesteśmy bardzo zadaniowi, to prawda.
Ania: Do tej pory ukazały się 3 Wasze single i każdy z nich jest nieco inny. Mimo tego wyczuwa się jakiś punkt wspólny, ich wspólny mianownik. Możecie powiedzieć coś więcej o nadchodzącym krążku? Czy będzie właśnie taki eklektyczny, stylistycznie pomieszany?
Olga: Będzie pomieszany, bo część jest faktycznie z tą trąbką, z którą wcześniej graliśmy bardzo długo, praktycznie od początku naszego istnienia.
Paweł: Ten materiał w sumie powstawał długo. Od czasu, kiedy zaczynaliśmy grać, dość mocno zmienił mi się też gust muzyczny, różni się od tego, czego słucham teraz. Jakbyśmy nagrywali to w ten sposób, że weszlibyśmy do studia, na przykład na 3 miesiące – wchodzimy bez niczego i wychodzimy z albumem – to pewnie byłby bardziej spójny. Rozciągnęło się w to czasie po prostu.
Magda: Czy możecie zdradzić, kiedy możemy spodziewać się premiery płyty?
Olga: Tego nie wie nikt, łącznie z nami. To jest trudne pytanie. Tak naprawdę my nagraliśmy już tę płytę, skończyliśmy ją nagrywać we wrześniu zeszłego roku. Plan był taki, by została wydana gdzieś na początku 2021 r. Potem już nawet przy premierze pierwszego singla promującego płytę pisaliśmy, że album ukaże się w wakacje. Tak się oczywiście nie stało. Bardzo nam zależy, żeby nie wydawać jej samemu i szukamy kogoś, kto nam w tym pomoże. Jest to dla nas ważne, bo naprawdę uważam, że ten materiał jest dobry i nie chcę, żeby po prostu zniknął.
Paweł: Szkoda byłoby po prostu zmarnować tę szansę. Naprawdę dużo czasu i pracy włożyliśmy w ten krążek.
Ania: Podjęliście współpracę z Pawłem Cieślakiem, który jest bardzo ważną postacią na polskim rynku muzycznym. W jaki sposób przecięły się Wasze drogi? Jak doszło do tego spotkania?
Olga: Chyba nasz manager nam powiedział o nim. A jak się jeszcze dowiedzieliśmy, że produkował płyty Ted Nemeth – mojego ulubionego zespołu – to już nawet nie szukaliśmy dalej.
Paweł: Paweł Cieślak w Łodzi jest numerem jeden. Nie ma co szukać w tym mieście innego producenta.
Olga: Uznałam, że nikogo innego nie potrzebujemy. On nagrał wiele moich ulubionych płyt i pracował z wieloma moimi ulubionymi ludźmi.
Magda: Łódzka scena w ogóle jest dość mocną sceną na polskim rynku i odnoszę wrażenie, że wzajemnie bardzo się wspiera, że tam wszyscy są na siebie nawzajem otwarci. Czy tak faktycznie jest?
Paweł: Też tak właśnie zauważyłem, że jest to fajna, solidna scena, tylko że rozciągnęło się to trochę w czasie. Część zespołów grało chwilę temu i już nie gra, być może się reaktywują. W tym czasie działają już jakieś inne grupy. Oczywiście, jakby wziąć i podsumować ostatnie 20 lat, to dużo dobrych zespołów się pojawiło, ale są w różnym wieku i na różnych etapach już po prostu.
Olga: Teraz niewiele osób gra, większość zawiesiła działalność.
Maciek: Ja bym raczej powiedział inaczej, że dużo osób gra, ale dużo osób gra w garażach i podziemiach, przez co nie ujawnia się szerszej publiczności.
Olga: Według mnie w tym momencie w Łodzi takich ujawniających się zespołów jest bardzo mało.
Magda: Underground ma się natomiast nadzwyczaj dobrze.
Olga: Jeśli chodzi o takie piwnicowe granie, to myślę, że tak, że w Łodzi tych kapel jest najwięcej.
Magda: Jak myślicie, z czego to wynika, że w Łodzi ta podziemna scena jest tak mocno rozwinięta? Co jest takiego w tym mieście, że akurat właśnie tam powstaje tak wiele undergroundowych zespołów?
Paweł: Myślę, że głównie wpływa na to po prostu ciężki klimat miasta, taki mocno industrialny.
Olga: Ludzie mają świadomość, że to miasto od dziesiątek lat słynie ze znanych muzyków. Chcą być tacy jak swoi idole z miasta i zakładają swoje kapele.
Ania: Wasza twórczość na pewno undergroundowa nie jest. Jesteście chwilę przed wydaniem albumu. Nie da się nie zwrócić uwagi na oprawę graficzną Waszego projektu. Kto jest odpowiedzialny za bardzo charakterystyczną koncepcję wizualną, wyróżniającą się połączeniem pewnego rodzaju oniryzmu z bardzo indywidualnym stylem?
Olga: Za oprawę graficzną okładek odpowiada Kinga Wiśniewska i tak będzie na pewno aż do wydania płyty. Znaleźliśmy ją po prostu w Internecie na jakiejś grupie i nawiązaliśmy współpracę. Kinga robi nam wszystkie grafiki i okładki singli. Teraz będzie przygotowywała okładkę płyty, książeczkę i wszystko, co z tym związane. Teledyski natomiast za każdym razem robi ktoś inny. Za pierwszy odpowiada ekipa studentów z Warszawy, która uznała, że chętnie zrobi nam wideoklip. Drugi, ten animowany, zrobił nam chłopak, którego też znaleźliśmy w Internecie. Nie poznaliśmy go osobiście – nie wiemy skąd jest ani jak wygląda, ale zrobił świetną robotę. Obyło się bez żadnych korekt, niczego nie poprawialiśmy. Mamy jeszcze trzeci teledysk, który czeka na wypuszczenie. Osoby, które go zrobiły, poznaliśmy na naszym koncercie i są to znajomi znajomych. Bardzo czekamy na ten klip, bo będzie z prawdziwego zdarzenia, taki filmowy. Sami co prawda w nim nie występujemy – będą w nim grać inne osoby – ale nie możemy się doczekać jego premiery, jest naprawdę fajny.
Magda: Macie już trochę koncertów za sobą, ale Jarocin, w którym dzisiaj jesteśmy, to już bez wątpienia kultowe miejsce i każdego, kto tu występuje, ogarnia cała paleta różnych emocji. Jakie uczucia towarzyszyły Wam?
Maciek: Chyba każdemu z nas inne…
Olga: Ciężko powiedzieć, bo my braliśmy tu udział w konkursie, a te się zawsze rządzą innymi prawami. Gdyby to był zwykły koncert, to pewnie byśmy się bardziej skupili na tym, żeby się nim po prostu cieszyć. Tymczasem musieliśmy się skoncentrować na tym, żeby wypaść jak najlepiej, więc było trochę stresu.
Ania: A gdybyście dostali jutro możliwość nagrania wspólnego utworu z kimś z line-upu tegorocznej edycji Jarocina, to z kim byście chcieli coś stworzyć?
Paweł: A to chyba będzie prosta decyzja dla Ciebie, Olga, prawda?
Olga: Ja myślę, że każdy powie coś innego.
Paweł: No dobra, to po kolei.
Olga: No, co powiesz?
Paweł: Ale nie utwór Heimy, tylko swój własny solowy, tak?
Ania: Może to być zarówno kawałek Heimy, jak i coś solowego.
Paweł: No dobra, to na poważnie byłyby to Muchy, a tak ironicznie troszkę Brudne Dzieci Sida.
Magda: A to, myślę, mogłoby być ciekawe połączenie.
Paweł: To są moje klimaty z czasów podstawówka/gimnazjum.
Olga: To jednak się nie różnimy – u mnie zdecydowanie Muchy, na Muchy tutaj głównie przyszliśmy, no i wiadomo, z Darią też fajnie by było. Ale najwięcej słucham Much z tego wszystkiego.
Maciek: Ja Happysad oczywiście.
Olga: Tak że podobne klimaty, bez większych zaskoczeń.
Magda: No, gdybyście powiedzieli, że z Nocnym Kochankiem, to bym się pewnie zdziwiła.
Paweł: To chyba ja, to trochę w moim stylu by było.
Olga: Ja bym nagrała coś ze Swiernalisem i myślę, że to jest całkiem realne, więc… Swiernalis też nagrywa u Pawła Cieślaka i mamy ze sobą jakiś minimalny kontakt.
Paweł: O, jeszcze z Wczasami może.
Olga: Tak, Wczasy są super i to też byłoby śmieszne. Dzisiaj będzie nasz 7. ich koncert, na który idziemy.
Ania: A z uczestników Rytmów Młodych?
Paweł: Wczoraj cały wieczór siedzieliśmy w parku z The Poks, którzy grali przed chwilą. Bardzo fajne chłopaki.
Magda: Może w takim razie z tego wyjdzie jakaś współpraca?
Paweł: Jakiś koncert kiedyś można zagrać, np. w Krakowie, bo oni są właśnie stamtąd.
Ania: A propos, czy macie jakieś koncertowe plany na najbliższy czas?
Olga: Aktualnie planujemy jesienną trasę. Konkretów na razie brak.
Magda: Wasze brzmienia oscylują między songwritingiem a alternatywą, ale możemy doszukać się też różnych stylów/gatunków. Czy któreś z nich są Wam najbliższe – tak dla Was osobiście i dla Was, jako artystów.
Olga: Dla mnie chyba taka typowa alternatywa typu Muchy, Daria Zawiałow, ale słucham też postpunku. I to są takie dwa przeplatające się gatunki, którymi się inspiruję.
Paweł: Ja to głównie słucham muzyki lat 80., 90.: Wielka Brytania, jakieś Slowdive, Oasis ostatnio. Dużo takiej typowej ściany dźwięku.
Maciek: Ja jestem znowu bardzo różnorodny.
Olga: Maciek interesuje się muzyką arabską.
Maciek: Od muzyki arabskiej właśnie, przez muzykę klasyczną, jako że jestem w tym kierunku wykształcony, po Happysad, którego słucham bardzo dużo, bo to taki polski typowy rock. I alternatywa oczywiście.
Magda: Pytanie z gwiazdką na zakończenie naszej rozmowy – jaka jest Wasza ulubiona strona B?
Olga: Chyba nie umiemy odpowiedzieć na to pytanie. Nasze pokolenie w większości może nawet nie wiedzieć, czym strona B jest. Witamy w świecie, gdzie muzyka istnieje tylko w streamingu.