Tom Verlaine. Tribute to.

Tom Verlaine…

…a właściwie Thomas Miller, bo właśnie pod takim nazwiskiem przyszedł na świat w grudniu 1949 roku w Morristown, w stanie New Jersey. Współzałożyciel i lider jednego z najważniejszych zespołów nowojorskiej sceny muzycznej lat ’70 – Television, nagrywający w późniejszych latach także solowe albumy, a także współpracujący z wieloma innymi, uznanymi artystami (Patti Smith, Jeff Buckley, James Iha [The Smashing Pumpkins], Luna – by wymienić tylko kilku). Członek supergrupy The Million Dollar Bashers – ansamblu, w skład którego wchodzili także Lee Ranaldo i Steve Shelley z Sonic Youth, Nels Cline, Smokey Hormel, John Medeski oraz Tony Garnier. Grupa nagrała kilka kawałków do ścieżki dźwiękowej I’m Not There –  filmowej biografii Boba Dylana – w tym otwierający dwu-płytę, pochodzący z jego repertuaru All Along the Watchtower, w którym na wokalu pojawił się Eddie Vedder. Nawiasem mówiąc – jeśli ktoś nie zna tej wersji utworu amerykańskiego muzyka, poety i laureata nagród od Grammy, przez Oscara, Pulitzera, na Nagrodzie Nobla kończąc, polecam sprawdzić.

Dylan i Verlaine mają zresztą sporo wspólnego. Warto nadmienić, że swój pseudonim artystyczny Thomas Miller zaczerpnął od francuskiego poety-symbolisty Paula Verlaine’a. Jak sam później przyznawał, zmiana imienia i nazwiska zainspirowana była zmianą imienia… Boba Dylana i – podobnie jak w jego przypadku – była sposobem na zdystansowanie się od przeszłości. Obu artystów łączy też w pewnym sensie poezja. O ile jednak u Dylana przebija się ona przede wszystkim w warstwie lirycznej, o tyle u Verlaine’a – choć teksty jego utworów bywają także na wskroś poetyckie – przejawia się ona przede wszystkim w… muzyce…

…Bo jego muzyka była czystą poezją. Bezsprzecznie. Styl gry Verlaine’a zainspirował wielu artystów. Zdefiniował poniekąd brzmienie undergroundowego rocka, wywarł ogromny wpływ zarówno na reprezentantów rodzącej się wówczas sceny punkowej, jak i na późniejszych przedstawicieli post-punka i areny rocka. Wpłynął na brzmienie indie-rocka i Nowej Fali. Sprawił, że wielu tak znanych dziś i uwielbianych przez wielu muzyków, w ogóle sięgnęło po gitary.

Ciekawostką jest, że to wszystko mogło się w ogóle nie wydarzyć, gdyby nie pewien incydent. Verlaine z muzyką związany był od dziecka. Już we wczesnych latach życia rozpoczął naukę gry na fortepianie. Zainspirowany jazzem, a przede wszystkim Johnem Coltranem i Albertem Aylerem, w gimnazjum porzucił fortepian na rzecz saksofonu. Gitara początkowo nie wzbudzała zupełnie jego zainteresowania. I pewnie nigdy nie przerzuciłby się na nią, gdyby nie pewien krążek. Z tym że nie był to żaden krążek muzyczny, a… hokejowy. Verlaine oprócz muzyki w szkole średniej uprawiał bowiem także tę dyscyplinę sportową. I, jak wielu hokeistów, pewnego dnia, podczas meczu stracił przednie zęby. Siłą rzeczy, wymusiło to na nim odłożenie na jakiś czas saksofonu. To właśnie wtedy zaczął grać na gitarze. And so the story begins.

Verlaine nigdy nie ukończył szkoły średniej. Zaprzyjaźnił się w liceum natomiast z Richardem Meyersem, występującym później pod nazwiskiem Richard Hell. Obaj rzucili po jakimś czasie naukę i przenieśli się do Nowego Jorku, gdzie założyli zespół The Neon Boys, przekształcony ostatecznie w Television.

Television jako pierwszy zespół w historii CBGB zaczął regularnie grywać na scenie tego legendarnego już dziś klubu. Mieli ogromny wpływ na dalszy rozwój wypadków i utwierdzenie Hilliego Kristala w przekonaniu, że warto ściągnąć do klubu jeszcze więcej młodych, zupełnie niepasujących do jego pierwotnej wizji co do charakteru lokalu, bandów. W pewnym sensie mieli więc ogromny wpływ na rozwój nowojorskiego punk rocka i alternatywy.

Muzyka Television, podobnie jak muzyka licznych współdzielących z nimi scenę zespołów punkowych, oparta była na gitarach i dość prostym sposobie nagrywania, w przeciwieństwie do nich jednak, brzmiała zdecydowanie bardziej improwizowanie, a przy tym wszystkim niezwykle czysto. Była sprawna technicznie. Wydając swój debiutancki album – Marquee Moon – Tom Verlaine i Richard Lloyd zamienili tradycyjne akordy punkowe na rzecz inspirowanych rockiem i jazzem interakcji i kontr-melodii. Zapoczątkowali zupełnie nowy trend w podejściu do współbrzmienia gitar. Wymieniając (czasem nawet kilkukrotnie w trakcie trwania jednego numeru) niekiedy mocno dysonansowe linie rytmiczne i melodyczne, znaleźli swój unikatowy sposób na budowanie napięcia w utworze. Ta metoda stała się inspiracją dla wielu kolejnych artystów. Podwójna gra  Verlaine’a i Lloyda na wywarła silny wpływ na takie alternatywne grupy rockowe, jak chociażby Pixies, na zespoły noise rockowe, jak przykładowo Sonic Youth oraz na zespoły z dużych aren – jak np. U2. Wśród tych, którzy wymieniali zarówno styl gry Verlaine’a, jak i samą płytę Marquee Moon, jako kluczowe dla ich rozwoju, znaleźli się też między innymi Stephen Morris z Joy Division, Will Sergeant  z Echo & the Bunnymen czy John Frusciante z Red Hot Chilli Peppers.

Marquee Moon to w zasadzie dość trudny do jednoznacznego zdefiniowania album. Oscylujący gdzieś na granicy post punka, art punka i klasycznego rocka lat 60., doskonale zestrojony, o przejrzystej produkcji, nieco wyrafinowany i spoglądający zupełnie inaczej na dynamikę, był w swoim czasie na tyle oryginalny, że zupełnie nie dziwi, że w zasadzie zacząć wytyczać zupełnie nowe ścieżki. Krążek ten znajduje się dziś w wielu rankingach jako jedno z najważniejszych wydawnictw. Magazyn Rolling Stone umieścił go na 128 miejscu na liście 500 Najlepszych Albumów Wszech Czasów, w telewizji VH1 natomiast uplasował się na 83 pozycji w zestawieniu 100 Największych Albumów Rock n’ Rolla. W czasopiśmie NME znalazł się 10 miejscu wśród Najlepszych Płyt lat 70., a w rankingu 100 Najlepszych Debiutów magazynu Uncut zajął 2 pozycję. Jest też często wymieniany przez licznych krytyków – którzy mam wrażenie są w tej kwestii zaskakująco zgodni – jako kamień węgielny alternatywnego rocka. Jak powiedział John Aizlewood z magazynu Q: „Zmienił oblicze muzyki amerykańskiej, a tym samym muzyki na całym świecie. Dotknął grunge’u, nu-metalu, punka, art-punka, popu, Radiohead i tysiąca innych gatunków, w których biali mężczyźni grają na gitarach. Włącz radio — Marquee Moon jest wszędzie.”

Tom Verlaine nagrał z Television 3 płyty, po czym drogi zespołu rozeszły się na długie lata. Grupa wznowiła w 2001 roku działalność koncertową, ale nie nagrali już więcej żadnego albumu studyjnego. W międzyczasie Verlaine wydał 9 płyt solowych oraz współpracował z całym mnóstwem różnych artystów. I sam artystą był przez wielkie A. Nietuzinkowy, nieustająco poszukujący, nieuchwytny, odległy – zarówno w sposobie grania, jak i sposobie bycia. Prawdziwy wirtuoz.

Wiadomość o jego odejściu mocno poruszyła środowisko muzyczne. Wielu jego reprezentantów zamieściło na swoich kanałach niezwykle wzruszające wpisy. Wybrałam kilka, które chciałabym tu przytoczyć.

Sleater – Kinney: „Chociaż jest wielu gitarzystów, których podziwiamy, bardzo niewielu ma wpływ na nasze podejście do grania i pisania. Tom Verlaine miał. Chodziło nie tylko o jego serpentynowy styl – postrzępiony, ale lśniący, ale także o to, jak w tej grze komunikował się na scenie ze swoim kolegą z zespołu i gitarzystą, Richardem Lloydem. Przeplatanie się nut, uzupełnianie zdań, granie konsonansem i dysonansem, piękne zderzanie się i rozrywanie – to wszystko mówi nam tak wiele bez jednego słowa. Podczas gdy Marquee Moon był przełomowy, Adventure zakorzenił się w nas jeszcze głębiej. Nie przychodzi mi na myśl żadna inna piosenka, która wpłynęłaby na całą naszą grę na gitarze w The Hot Rock bardziej niż Days. Dziękujemy Tomie Verlaine za wyznaczenie nam drogi. Spoczywaj w pokoju.”

Michael Stipe, R.E.M.: „Straciłem bohatera. Błogosławię Cię Tomie Verlaine –  za piosenki, teksty, głos! Za inspiracje, historie i surowe przekonanie, że muzyka i sztuka mogą zmienić materię, życie, doświadczenie. Wprowadziłeś mnie w świat, który wywrócił moje życie do góry nogami. Jestem ci na zawsze wdzięczny”.

Wayne Hussey (The Mission): „Tom był/jest moim gitarowym bohaterem. Grał z takim pięknem w doborze swoich nut, niekonwencjonalnych nut, które zawsze zaskakiwały cię tym, dokąd wędrowały. Słyszysz, jak gra i od razu wiesz, że to on. Ta wyjątkowość i indywidualność u gitarzystów jest tak rzadka, wrodzona, że ​​nie można się jej nauczyć. Po raz pierwszy zobaczyłem Television w 1977 roku w Bristol Colton Hall. Poszedłem zobaczyć Blondie, którzy ich supportowali, nie znałem w ogóle głównej gwiazdy wieczoru. Wyszedłem zachwycony bliźniaczymi gitarami Verlaine’a i Richarda Lloyda. Uderzyła mnie zwłaszcza gra Toma. Następnego dnia poszedłem kupić Marquee Moon – album, który od tamtego momentu jest moim ulubionym. (…) Tom wynalazł język gry na gitarze, którego wcześniej nie słyszano, od tamtej pory nieustająco kopiowany, przeze mnie także, ale nigdy nie ulepszony.”

Soundgarden: „Wokalista, gitarzysta, poeta, autor tekstów i założyciel punkowego zespołu Television. We wszystkich tych rolach był wyjątkowy i genialny. Dziękujemy za bycie inspiracją dla całych pokoleń pisarzy/muzyków. Dziękujemy za bycie inspiracją dla Soundgarden.”

Michael Timmins (Cowboy Junkies): „Był jednym z powodów, dla których sięgnąłem po gitarę elektryczną. Jego gra była tak wyjątkowa i charakterystyczna, a co najważniejsze, ekscytująca. Spędźmy dzień słuchając Marquee Moon… nasz świat jest dzięki tej płycie lepszy. Dziękuję, Tom.”

Wiiliam DuVall: „Tom Verlaine był dla mnie bardzo ważny. W 1982 roku istniała pewna firma o nazwie ROIR (Reach Out International Records), która wydawała nagrania koncertowe, dema i wcześniej niepublikowane utwory wielu moich ówczesnych idoli: MC5, New York Dolls, Johnny Thunders, 8-Eyed Spy itp. ROIR była też pierwszą wytwórnią, która wydała będący już klasykiem bootleg Bad Brains – 171 A 1981 Sessions. Do dziś są to moje ulubione ich nagrania. Materiały spod szyldu ROIR wydawane były tylko na kasetach, a ja –  mając 14 lat – kolekcjonowałem te kasety jak klejnoty. Poza albumem Bad Brains, kasetą ROIR, która wywarła na mnie największe wrażenie, była koncertowa taśma grupy Television – The Blow-Up. Znajdowała się tam piosenka Little Johnny Jewel, w której Verlaine gra serię rozbudowanych solówek gitarowych, które są PRAWDĄ, CAŁĄ PRAWDĄ i TYLKO PRAWDĄ, TAK MI DOPOMÓŻ BÓG! Każda z tych solówek jest jak podróż. Tom staje się odkrywcą w najlepszym i najprawdziwszym tego słowa znaczeniu. To tak, jakby jednocześnie latał i uczył się chodzić. To monumentalna gra na gitarze. Wersja koncertowa utworu Little Johnny Jewel z kasety The Blow-Up wpisała się w moje DNA tak samo, jak Machine Gun Hendrixa czy wszystkie wczesne solówki Eddiego Hazela z Funkadelic. Są tak fundamentalną częścią tego, kim jestem, że nawet nie zdaję sobie sprawy, kiedy z nich kopiuję.”

Mike Scott (The Waterboys):  „Tom przeszedł do zaświatów, których dotykała jego gra na gitarze. Był najlepszym rockandrollowym gitarzystą wszech czasów i podobnie jak Hendrix swoją grą potrafił przemieszczać się od najwyższych sfer kosmosu po garażowego rocka. To wymaga szczególnej wielkości”.

David J (Bauhaus & Love&Rockets): „RIP Tom Verlaine. Widziałem Television na żywo w Londynie w 1977 roku. To było zdumiewające! Marquee Moon to jeden z moich ulubionych albumów, a Little Johnny Jewel jest po prostu idealny. Spotkałem Toma w stacji radiowej w 1990 roku. Udzielał wywiadu zaraz po mnie, a DJ zapytał, czy nie chciałbym zostać. Usiadłem obok, w ciszy, pełen podziwu. Wydał mi się bardzo wrażliwy i nieśmiały. Nikt nie grał na gitarze tak jak on. Geniusz. Odszedł, ale nigdy nie zostanie zapomniany.”

Billy Idol: „Kupiłem (wydany w 1975 roku na winylu jako singiel – przyp.red.) Little Johnny Jewel i kupiłem Marquee Moon, kiedy się ukazały! To był bardzo ekscytujący czas, a twórczość Toma naprawdę miała w tym swój udział… Słuchanie tej muzyki ze Stanów bardzo inspirowało nas tu, w Wielkiej Brytanii. (Myśleliśmy – przyp.red.) – Jeśli Television mogli nagrać płytę, może nam kiedyś też się uda…..to wszystko było jak sen. Dziękuję Tom, że byłeś jego częścią.”

John Porter:  „Wielki Tom Verlaine… mój absolutnie ulubiony gitarzysta rockowy. Television, solo, Patti Smith… uwielbiałem jego grę, jego i Hendrixa… Tylko 73 lata…. Hmmm, wieje dziś zimny wiatr…”

Last but not least: związana z muzykiem przez lata – osobiście (krócej) i zawodowo (znacznie dłużej) – Patti Smith w przepięknym, poświęconym mu felietonie w The New Yorkerze napisała m.in., że „Nie było nikogo takiego jak Tom. Posiadał dziecięcy dar przekształcania kropli wody w wiersz, który w jakiś sposób przeradzał się w muzykę.” I trudno się z tym nie zgodzić.

Przy tych wszystkich wielkich nazwiskach, które w ostatnich tygodniach oddały cześć Verlainowi, często wskazując go jako jedną ze swoich największych inspiracji, mój głos jest zupełnie nieistotny. Ale dla mnie istotnym było, aby go zabrać. Tom wywarł bowiem ogromny wpływ nie tylko na rzesze artystów, pochodzących z różnych szerokości geograficznych i reprezentujących odmienne style muzyczne, ale także na wielu ostatecznych odbiorców muzyki. Należę do tego grona. Był jedną z najważniejszych postaci nowojorskiej sceny muzycznej i był, a raczej niezmiennie jest, jednym z najważniejszych artystów dla mnie. Tym tekstem oddaję mu hołd.

About Zeen

Power your creative ideas with pixel-perfect design and cutting-edge technology. Create your beautiful website with Zeen now.

Więcej wpisów
fot. Hubert Grygielewicz
Lepiej rzucać mięsem niż talerzami