Fot.: Julka Szałapska
Fot.: Julka Szałapska

Mada: „Z każdym rokiem, a nawet miesiącem, coraz mniej się tu widzę” (wywiad)

Gdy rozmawialiśmy poprzednim razem, Mada miał na swoim koncie 4 wydane w tym jednym, 2020 roku, płyty − 2 solowe i 2 ze składem WCK. Gdy spotkaliśmy się teraz, skupiliśmy się przede wszystkim na jednej EP-ce rapera, bo tyle − jak dotąd − krążków artysty ukazało się w roku 2022. Tylko i aż tyle. Wypuszczony 4 lipca mini-album Kolego Bobasie, to bowiem zaledwie 4-utworowy materiał, ale o niezwykle wielkiej wadze i dużej sile rażenia. O tym, dlaczego tak ważny jest ten krążek, dlaczego ukazał się akurat teraz i o kulisach jego powstawania, przeczytacie w poniższym wywiadzie. Dowiecie się z niego także co nieco o pozostałych współpracach Adama oraz o dalszych wydawniczych planach − zarówno w obszarze jego solowej działalności, jak i kolektywu WCK.

Od naszej ostatniej rozmowy minęły prawie 2 lata. Czy ten dziwny, specyficzny i dla wielu trudny okres pandemii jakoś na Ciebie wpłynął?

Hmm, chyba niekoniecznie, bo ja to tak trochę odsunąłem ten temat od siebie. Miałem krótką przerwę w pracy i to był taki moment, że rzeczywiście znalazłem się w kropce. Musiałem sobie wykombinować coś innego do roboty i – wiadomo – były gorsze miesiące i lepsze, ale w ogólnym ujęciu cały czas miałem co robić, nie miałem takiego totalnego przestoju. Nie przejmowałem się też tym wszystkim za bardzo. Wiadomo, że martwiłem się o mamę, która jest starszą osobą już – nie chciałem, żeby zachorowała, ale sam w żadną panikę nie popadałem. Dziś, po tych dwóch latach, mam tę samą pracę, tę samą muzykę. Zmieniło się moje miejsce zamieszkania, bo wróciłem na Grochów, ale to jest tak naprawdę kwestia dopiero ostatnich kilku miesięcy. W gruncie rzeczy więc nie zmieniło się u mnie za wiele. Nadal robię swoje. No i zacząłem grać z Tede, jako jego hypeman, może to jest jakiś większy przewrót w moim życiu, ale do niego doszło też tak naprawdę zupełnie przypadkiem.

No właśnie, o współpracę z Tede chciałam Cię również zapytać. Jak przecięły się Wasze drogi?

Był taki jeden dzień, w którym byłem na Twoim miejscu – czyli to ja przeprowadzałem wywiad. Nie sam, ale wespół z Bartkiem i Lazy1. Bartek zaprosił Paulinę, a ona wiedząc, że gościem będzie Tede i że rozmowa będzie dotyczyła S.P.O.R.T.-u, zaproponowała udział również i mnie. W trakcie tego wywiadu, dość spontanicznie, dostałem propozycję zagrania w Katowicach z Jackiem czwartej zwrotki kawałka Ona Jest…. Zgodziłem się, pojechaliśmy, fajnie wyszło. Później miały być następne koncerty w Warszawie i we Wrocławiu. Przyszedłem na próbę i okazało się, że znam wszystkie te teksty, a Tede akurat nie ma hypemana. To znaczy oczywiście miał SOT-a, ale chciał też mieć drugiego. I zapytał mnie, czy nie chciałbym zagrać tych koncertów w całości. Ja oczywiście powiedziałem, że bardzo chętnie. No i tak zostało, tak sobie jeździmy.

I to nawet dość intensywnie.

To prawda, jeżdżę z koncertami w tym roku więcej niż pewnie w całym swoim życiu. I to jest super, bo zawsze tego chciałem. To fajna przygoda i promocyjnie również dobra opcja, ale ona też jakoś diametralnie nie wpływa na moją muzykę czy szerzej – moje miejsce w muzyce. Mam jednak nadzieję, że naszemu składowi też taka trasa się kiedyś przydarzy.

Tego Wam życzę. Nagraliście też z Tede jeden wspólny kawałek. Możemy spodziewać się, że będzie tego więcej?

Pewnie coś tam jeszcze będzie, na jednym się nie skończy. Ale na razie nie mogę podać żadnych konkretów.

OK, w takim razie idąc dalej pamiętam, że w naszej ostatniej rozmowie mówiłeś, że lockdown – ten pierwszy, taki totalny – wpłynął na ciebie konstruktywnie – siedziałeś więcej w domu i miałeś czas skupić się na tworzeniu. I rzeczywiście – wówczas rozmawialiśmy o trzech Twoich, wydanych w krótkich odstępach czasu, solowych albumach – Przedpokoju, Niespokoju, cofnęliśmy się także do wydanej nieco wcześniej Alchemii Słowa, mieliśmy na tapecie również mixtape i płytę WCK. Miałeś wówczas w planach wydać w kolejnym roku jeszcze 2 płyty. W ostatnim czasie mam wrażenie, że trochę jednak zwolniłeś tempo. W zeszłym roku wydałeś płytę Untitled vol. 1, w tym, jak dotąd, mamy 4-utworową EP-kę, nie pojawił się też nowy album Waszego składu. Czy to nie jest więc trochę tak, że ten – nazwijmy to powrót do normalności spowodował, że tego czasu na nagrywanie jest znacznie mniej? Że każdy jest tak pochłonięty codziennymi obowiązkami, że nagrywanie nowych materiałów musiało siłą rzeczy zejść na dalszy plan?

Nie aż tak. Ale rzeczywiście, nie wydaliśmy żadnego WCK, co wpływa widocznie na ilość płyt. Bo jak przez 3 lata wypuszczaliśmy co roku płytę, to zawsze był to dodatkowy album do mojej solówki, a to bądź co bądź podbijało statystyki. Wiesz, ja nadal czuję się mega płodny, mam w przygotowaniu następne dwa projekty, jak nie trzy. Tylko to też jest tak, że ja jestem undergroundowym artystą, a to oznacza, że muszę mieć pieniądze, żeby wydać płytę, bo nikt ich za mnie nie wyłoży. Zależnie więc od tego, jak mi się układa życie finansowo i ile mam czasu na kończenie projektów, tak wyglądają odstępy między krążkami. Sam proces napisania i nagrania płyty to dla mnie nie jest problem. Czasem to się wydarza w miesiąc/dwa, jeżeli tylko mam wizję i chęci. Ale już dokończenie projektu w takiej wersji wizualnej i promocyjnej, a potem jeszcze zebranie kasy na jego wytłoczenie, to już jest dłuższy proces. Wiadomo, że mamy firmę WCK i wspieramy to jakimiś wspólnymi środkami, ale to pokrywa tylko część kosztów.

Rozumiem, jak najbardziej. Kolejnych materiałów od Ciebie możemy spodziewać się zatem w bliższej bądź dalszej perspektywie, a co z WCK? Czy to jest tak, że każdy się skupił teraz bardziej na solowych rzeczach i daliście sobie chwilę przerwy od kolektywnej pracy? Czy może szykujecie coś, tylko nic się o tym jeszcze nie mówi?

Tak naprawdę, żeby coś zrobić jako WCK, to musimy pojechać na wyjazd, bo zawsze tak tworzymy, od samego początku. Na ostatnim wyjeździe byliśmy w 2019 roku, płyta wyszła w 2020. Od tego czasu nigdzie się nie wybraliśmy, bo raz, że miejsce, do którego jeździliśmy odpadło nam z możliwości, a my nie zorganizowaliśmy się jeszcze, aby znaleźć nowe. Dwa − praca przy ostatniej płycie była dość wzmożona, wyczerpująca i musieliśmy też po prostu trochę odpocząć. A później, wiadomo, uderzyła pandemia i to spowodowało, że wszystko też się rozprężyło. Nie graliśmy koncertów, byliśmy rozsiani po Polsce i rzadziej się widywaliśmy, więc ta motywacja do dalszej pracy też trochę opadła. Niemniej, my już tworząc tę ostatnią płytę założyliśmy z góry, że damy po niej trochę oddechu, że nie będziemy robić od razu następnego albumu. Zamkniemy tę trylogię.

Konceptualnie te 3 płyty trylogią – jako taką – nie są, prawda? Ale chyba wiem, do czego zmierzasz…

Tak, one w założeniu nie miały stanowić tryptyku, nie są ze sobą powiązane. Ale wydaje nam się, że zakończyliśmy pewien etap i teraz chcielibyśmy zrobić następną płytę już może trochę inaczej. Nie wiem, kiedy zaczniemy nad nią pracować, może będzie to w tym roku, ale nie mogę obiecać. Są takie rozmowy, są jakieś tam plany, nie umówiliśmy jeszcze konkretów, ale rozkminiamy cały czas na ten temat. Mamy też w tym roku 10-lecie zespołu, więc planujemy jakąś większą imprezę z tego tytułu i myślę, że równolegle będziemy skupiać się na tych dwóch rzeczach – żeby zrobić imprezę, a po niej gdzieś wspólnie wyjechać. Ale nic więcej nie mogę zdradzić i pewnie Emil mnie zabije, że w ogóle o tym mówię (śmiech).

No dobra, to nie ciągnę za język. Pójdźmy w takim razie dalej – „Kolego Bobasie, bo tak mówił do Ciebie Tata” – mam wrażenie, że postać ojca jest dla Ciebie bardzo ważna, mimo że, jak sam podkreślasz, wychowany zostałeś głównie przez kobiety. Czy ta EP-ka chociaż wcielasz się w niej w różne postacie i nie dotyczy, absolutnie, wyłącznie relacji z rodzicami – była dla Ciebie jakąś formą rozliczenia się z tatą, pożegnania z nim?

Hmm, myślę, że najbardziej taką pożegnalną zwrotką była ta na WCK, w kawałku Nie umiem Ci powiedzieć, gdzie zwracam się bezpośrednio do ojca. Ale to też była taka zwrotka w afekcie, napisana bardzo krótko po śmierci taty, dlatego była taka bardziej emocjonalna. Jeżeli chodzi o tę płytę, to nie wiem, czy nazwałbym to pożegnaniem, może bardziej wspomnieniem? Na pewno był on bardzo ważną osobą w moim życiu, z wielu powodów. Ja jestem też do niego fizycznie bardzo podobny, więc całej rodzinie się z nim kojarzę, czuję na sobie jego skórę.

Widzisz go w lustrze.

Tak, dokładnie, nawet mam taki wers w jednym numerze, ale jeszcze nie wyszedł. To jest więc jedna rzecz. A druga – tata choć nie brał dużego udziału w moim wychowaniu, to jednak mimo wszystko, był zawsze taką bardzo wyraźną osobą w naszej rodzinie. Może to właśnie dlatego, że był na doczepkę? Przez to jesteśmy w stanie z moimi siostrami określić bardzo dokładnie związane z nim wydarzenia, które pewnie zlewałyby nam się, gdyby był obecny cały czas. On miał w sobie charyzmę i taki sposób bycia, który się zauważało i zapamiętywało. Jest zatem, tak w ogólnym ujęciu, mocną postacią. Może dlatego łatwiej nakreślić mi jego osobę niż mamy. A do tego jest coś takiego, że bardziej się wspomina osoby, które nie żyją, niż te, które są na co dzień obecne. Trochę się je legendaryzuje, jest jakiś taki kult zmarłych.

To prawda, coś w tym jest. A przybliżysz nam genezę tytułu EP-ki?

Tata rzeczywiście tak mnie nazywał, do moich sióstr też miał swoje powiedzenia. I gdy myślałem nad tytułem płyty, to wpadłem właśnie na to. Uznałem, że to po prostu jest taka chwytliwa, nieco zabawna nazwa; zdecydowanie niehiphopowa, może nawet trochę głupia, która będzie sprawiała, że ludzie będą się zastanawiali, o co chodzi. Zobaczyłem też, że dużo ciekawych rzeczy można zbudować wokół tego określenia, gdy wrzuciłem na Instagram zdjęcie drzewka szczęścia, które kiedyś zrobił dla mnie tata, i gdzie na doniczce była wyklejona właśnie ta ksywka. Ostatnio zastanawiałem się, czemu nie nazwałem EP-ki po prostu „kolega bobas”, czemu użyłem formy wołacza, ale z jednej strony to właśnie tak ojciec się do mnie zwracał. Z drugiej natomiast, ja jako ja, to właśnie ten rzeczony „kolega bobas”, sam więc nie wiem…

Myślę, że „kolego bobasie” jest zdecydowanie lepszą opcją. Użycie tej formy może oznaczać, że zwracasz się do kogoś, a przecież jak by nie było, prowadzisz na tej płycie rozmowę, właściwie to różne rozmowy – z rodzicami, ze swoim nienarodzonym dzieckiem, nawet z miastem, które Cię wychowało.

No tak, chyba masz rację, patrząc z tej strony rzeczywiście ma to sens. Nawiasem mówiąc, mama zwraca się do mnie – swoją drogą tak samo jak Ty – po prostu „Adasiu”, więc z mamy nie wyjąłbym żadnego chwytliwego zwrotu.

Rzeczywiście, tytułu płyty by z tego nie było. Pamiętam, że podczas naszej ostatniej rozmowy powiedziałeś również, że zawsze traktowałeś rap jako formę terapii, zarówno jako twórca, jak i też jako odbiorca. I właśnie jak słuchałam tej EP-ki to miałam wrażenie, że tak, ten materiał jest dla Ciebie sposobem na przepracowanie pewnych trudnych tematów. Co spowodowało, że teraz postanowiłeś się z nimi zmierzyć? Czy przekroczenie tej 30. sprawiło, że zacząłeś się nad tym wszystkim zastanawiać? A może chodziło Ci to po głowie już wcześniej, może część z tych utworów miałeś napisane lub naszkicowane ileś lat temu, ale dopiero teraz do nich dojrzałeś?

Utwór Z drugiej strony był wymyślony wiele lat temu, bo przy płycie Bejbo napisałem taki kawałek, tylko że miał zupełnie inny bit i osadzony był w innym kontekście. Tata jeszcze żył, a trzecia zwrotka była napisana z perspektywy mojej ówczesnej dziewczyny. Tak że ten utwór w jakiejś tam wstępnej formie już istniał i leżał sobie w szufladzie. Były momenty, że wracałem do tego pomysłu, zastanawiałem się, czy będę umiał to jakoś ugryźć, szukałem bitu, ale to nigdy się nie wydarzyło, nie potrafiłem tego dokończyć. Pierwsza zwrotka, z perspektywy mamy, też była napisana wcześniej, z rok-półtora roku temu, ale też odłożyłem to wtedy i nie sięgałam do tego już w międzyczasie. Nie umiałem tego zamknąć. Jako drugi utwór powstały Moje Dzieci, a zaraz potem pojawił się Unborn, nie pamiętam dokładnie timingów, ale musiałem to napisać jakoś zimą.

„Zimny, grudniowy wiatr rozwiał wątpliwości”

Właśnie. Moje dzieci musiały więc być napisane chwilę wcześniej, gdzieś na przełomie listopada i grudnia. Utworem, który powstał jako ostatni, był na pewno Syn marnotrawny.  A czemu akurat teraz się zdecydowałem dokończyć i wypuścić te kawałki? Czy zadziałała ta magiczna 30.? Ja w zasadzie nigdy nie myślę tak o urodzinach, w ogóle ich nie przeżywam. Nawet nie lubię za bardzo tego dnia prawdę mówiąc, tego, że wszystko ma się kręcić wokół mnie. A jako że nie celebruję szczególnie tego dnia, to nie mam też zakorzenionych, związanych z nim przemyśleń – nie oddaję się wtedy refleksjom na temat swojego życia. Z drugiej strony jednak ta 30. to chyba, chcąc nie chcąc, jest w jakimś sensie rok przełomowy w życiu wielu ludzi. Nie sama cyferka to zmienia, tylko wszystko to, co się dzieje wokół człowieka. Myśli o dzieciach, o rodzicielstwie, o rodzinie, chyba zawsze przychodzą wszystkim gdzieś w okolicach tego wieku. Wraca ten temat, zwłaszcza jak jest się długo w jakimś związku i jeździ się do rodziny, jednej i drugiej, i pojawiają się pytania. Te rozkminy zaczynają więc przychodzić tak naturalnie. Tylko wiesz, sytuacja na świecie w ogóle, spowodowała, że z każdym rokiem, a nawet miesiącem, ja sam coraz mniej się tu widzę, a tym bardziej nie widzę w takim świecie swojego potomka.

Mam podobne refleksje. To w ogóle jest zawsze trudny temat…

Nie no, nie zawsze, dla niektórych to jest właśnie bardzo prosty temat.

Trochę do tego zmierzam, bo muszę Ci powiedzieć, że bardzo podoba mi się sposób, w jaki ująłeś to wszystko na swojej płycie. Często jest tak, że dyskusje na temat dzieci, są totalnie zero-jedynkowe. Jest front bardzo za i bardzo anty. Mało jest przestrzeni na to, aby być tak pośrodku, aby mieć pełno tych wewnętrznych rozterek. A nie trzeba być przecież anty, ale można mieć jednocześnie wątpliwości, czy chce się sprowadzać kolejnego, młodego człowieka na taki świat, w jakim aktualnie żyjemy albo po prostu – do swojego świata.

Dokładnie. Ja nie jestem przeciw, ale nie jestem też za. Pewnie gdybym już miał dziecko, albo gdybym wpadł, to poradziłbym sobie z rodzicielstwem, wiadomo, ale gdybym teraz, w tym momencie, miał się na to świadomie zdecydować? To szczerze wątpię. Nie wiem, może wpływ na tę rozkminę miała też w pewnym sensie dyskusja o aborcji. Może to też zintensyfikowało moje rozmyślania, bo odbyłem też dużo rozmów na ten temat, w tamtym okresie, gdy był na ustach wszystkich. Wiele czynników się pewnie na to wszystko złożyło, w mniejszym lub większym stopniu.  Ale wiesz, ta EP-ka, przynajmniej początkowo, nie miała być w założeniu takim koncept albumem. To powstało jakoś tak naturalnie. Utwór Moje dzieci jest dosyć zabawny dla mnie, to taki trochę żart z rzeczywistości, z tego, że nie mam dzieci, ale mam dzieci w postaci płyt, że tak je traktuję. W ogóle jak wymyśliłem pierwszy wers to się w zasadzie uśmiałem. Potem poszło Unborn i dopiero później stwierdziłem, że dopiszę ten kawałek z drugiej strony. Dopiero jak miałem te 2 numery, to doszedłem do wniosku, że jest między nimi jakiś wspólny mianownik. Oba są o dzieciach, o rodzicielstwie, ale mówią o zupełnie innych rzeczach. I wtedy stwierdziłem, że może by pójść w tę stronę. Zacząłem szukać bitów, ale ostatecznie nie miałem pomysłu na to, jak chcę, żeby wyglądała ta płyta. Napisałem więc jeszcze 2 kawałki i na tym poprzestałem. Chciałem już ją zamknąć i jak najszybciej wydać. I dlatego też założyłem, że materiał wyjdzie wyłącznie cyfrowo.

Teoretycznie zawsze można wydać płytę najpierw w streamingu, a fizyczny nośnik wypuścić później.

Jasne, ale w tym przypadku od początku założyłem, że to nie wyjdzie fizycznie. Tak naprawdę miało tak być też już z Untitled, nie chciałem tego wydawać na fizyku. Ale biorąc pod uwagę to, ile godzin poświęciłem na nagrania i ile pieniędzy wydałem na mix i master, uznałem, że nie może być tak że włożyłem w to tyle kasy i nie wyjmę z tego teraz nic. Bo ze streamingu wyjmę minimalne pieniądze, a mamy też taki deal, że to wszystko idzie na firmę, do wspólnej puli, więc tak naprawdę to by mi się w ogóle nie zwróciło. Duże znaczenie miał tu też Kajtek, który robił mi okładkę – jako, że była to jego pierwsza okładka w życiu, to fajnie byłoby, gdyby ukazała się na nośnikach fizycznych. Ostatecznie więc Untitled wyszło na CD, ale przy Kolego Bobasie w grę wchodzi tylko streaming. Namówiłem też uczestników, żeby nikt nie wziął za udział w tym projekcie pieniędzy. Nie zapłaciłem ludziom, sam nic z tego też nie będę miał. Nikt nie jest stratny. Opłaciłem jedynie studio, ale nagranie czterech utworów to też jest dla mnie chwila, a więc minimalne koszty.

Ludzi masz też tu niewiele w gruncie rzeczy. Jest tylko Ryfa i Vera w refrenie w Unbornie. I tu pojawia się pytanie – czy taki był koncept, że z racji tematyki nie chciałeś zapraszać gości, wolałeś sam rozprawić się z tym bardzo osobistym tematem, czy zadecydowały bardziej kwestie pragmatyczne – że do 4 utworów tak naprawdę po prostu nie ma co zapraszać nie wiadomo ilu osób?

Wiesz co, myślę, że gdybym w trakcie pisania czuł, że ktoś tu powinien jeszcze być, to bym go zaprosił, ale nie widziałem sensu. Jedyny utwór, do którego kogoś by można zaprosić, to Syn Marnotrawny, bo jest taki mniej osobisty, bardziej uniwersalny. Wiele osób mogłoby się odnieść do tematu po swojemu. Do reszty nie wiem, jak ktoś miałby się dopisać. Nie mógłbym też napisać, powiedzmy, refrenu dla kogoś – przykładowo, jak widzą go jego rodzice – to już by tak nie zadziałało. Chyba że znalazłbym kogoś, kto by napisał ten refren, np. na totalnym drugim biegunie – że kochają go i widzą go w samych superlatywach, że w ogóle się o niego nie martwią. W sumie mogłoby to być ciekawe, ale jak już miałem napisane te kawałki, to nie widziałem tam nikogo i w ogóle nie zastanawiałem się nad tym, czy można to zrobić jakoś inaczej. Jedynie do Unborn, ale to już w trakcie pisania utworu, gdy miałem jedną czy dwie zwrotki, wiedziałem, że chcę refren śpiewany i że na pewno ja go nie zaśpiewam. Dopisałem trzecią zwrotkę i zaprosiłem Ryfę. Powiedziałem jej, że chciałbym, żeby to było w klimacie 2Paca, oczywiście w takim luźnym nawiązaniu i że chciałbym, żeby był po angielsku. Ryfa to był więc mój pierwszy i jedyny strzał, wiedziałem, że będzie do tego najlepsza i że zrobi to też od razu, że nie będę czekał na to miesiącami.

Z Ryfą chyba w ogóle łączą Was takie relacje prawie bratersko-siostrzane, prawda? Jesteście ze sobą dość blisko?

Jak mamy czas się spotkać, to tak (śmiech). Tak, tak myślę, że jeżeli ktoś miał to napisać, to mogła to być tylko Ryfa. My mamy też z Anią bardzo zbliżoną wrażliwość. Jak usłyszała ten numer, to powiedziała, że czuje się totalnie tak samo. Muzycznie i rapowo też mamy bardzo zbliżone wyczucie, wiedziałem więc po prostu, że ona napisze to tak, jakbym chciał. I tak się stało. Dostałem dwie propozycje refrenu, a ostatecznie wybraliśmy ten, który słychać na krążku. My mamy też coś takiego, że nie utrudniamy sobie pracy nad swoimi płytami. Ja np. na pewno mam tak, że jak dostaję od niej zaproszenie, to traktuję ją priorytetowo przed wszystkimi, nawet przed sobą samym. Rzucam wtedy wszystko i pierwszy utwór, za który się biorę to jest ten, i ona dostaje go praktycznie natychmiast. Bo tak ma być i już. Bo ja chcę, żeby ten album wyszedł jak najszybciej, chcę jej płytę.

I to jest piękne. Chciałabym Cię jeszcze zapytać o to, z jakim odbiorem tego materiału się spotkałeś? Muszę przyznać, że mnie ta EP-ka bardzo poruszyła. Czy ludzie też wracają do Ciebie z takim feedbackiem, że „słuchaj, dzięki stary, ubrałeś w słowa to, z czym sam się wewnętrznie zmagam”?

Największy feedback miałem po singlu Unborn, od razu jak wyszedł. Wiedziałem też, że to jest najważniejszy numer z tej płyty, dlatego więc ukazał się jako singiel. Jestem z niego mega zadowolony, jest dokładnie taki, jak chciałem, to obnażenie całe jest tam bardzo skrupulatne, tak jak wcześniej powiedziałaś – z wielu stron i perspektyw. Myślę, że to jest taki bardzo pełny utwór, jeśli chodzi o obraz i o to, co myślę. Po nim miałem spory odzew od ludzi, głównie od znajomych, choć nie tylko tych bliskich. Co ciekawe, największy od osób, które są rodzicami. Mimo że nie ze wszystkimi mam na co dzień kontakt, bo wiadomo, jak mają dzieci i własne życie rodzinne, to te więzi koleżeńskie naturalnie się rozluźniają. Niektórzy odnosili się do perspektywy rodzica, inni pisali o tym, że też się tak czuli zanim mieli dziecko, a jeszcze inni mówili: „dawaj, spotkajmy się z moim dzieckiem, pokażę Ci, że jest fajnie” i nawiązując do jednego z wersów, oczywiście z uśmiechem, zapraszali mnie do bycia wujkiem. Było też trochę osób, które nie mają dzieci i napisały do mnie, że też się tak czują i że to jest ważny dla nich numer. Po wyjściu EP-ki, dostałem sporo miłych wiadomości na temat utworu Z drugiej strony. Amatowsky jak dostał zwrotki do aranżu, to też się bardzo rozczulił. Nie wnikając w szczegóły, ale powiedział, że totalnie to do niego trafia i że cieszy się, że zrobiliśmy ten numer.

Bardzo cenię to, że masz w sobie tę odwagę, żeby mówić o uczuciach, o swoich rozterkach, nie boisz się obnażać swojej wrażliwości, pokazywać emocji, a to w świecie hip-hopowym nie jest tak często spotykanym zjawiskiem. Nie każdy ma odwagę tak odkrywać się przed odbiorcami.

Wiesz, możliwe, że gdybym miał bardzo duże odbiory i milionowe liczby, to już bym się tak nie otwierał, bo bałbym się zderzenia z tak dużą ilością ludzi; mogłoby mnie to przyblokować trochę. Nie wiem, mam nadzieję, że tak się nie zdarzy nigdy. W sensie nie mam nic przeciwko milionowym liczbom, ale jeśli się zadzieją, to mam nadzieję, że się nie zamknę, aczkolwiek rozumiem ten schemat. Jakbym miał być znany i chodząc po ulicach ktoś miałby mnie co chwilę zaczepiać i rozmawiać ze mną o moich nie-dzieciach, to mógłbym się czuć z tym niekomfortowo. Możliwe więc, że ta odwaga też wynika z tego, że wiem, że to nie będzie powszechnie znane i nie będę z tym skonfrontowany, wychodząc, jak np. teraz, sobie z tobą do knajpy.

Życzę Ci zatem tych liczb oraz tego, żeby odwagi one nie odebrały. Wspomniałeś Amatowsky’ego i chciałabym też do niego nawiązać. Trudne tematy, które poruszasz na EP-ce, oprawiłeś ciekawą, ale jednocześnie dosyć lekką i przystępną, warstwą muzyczną. Pytanie – dlaczego właśnie Amatowsky, Aruzo i Mayor?

Ja w zasadzie nie uważam, żeby tematycznie ta EP-ka była ciężka, bardziej nazwałbym ją głęboką i refleksyjną. Wrażliwość tych bitów musiała więc też bardziej dopasować się do klimatu niż kontrastować z nim. Z Mayorem współpracowaliśmy już kiedyś – przy Chropowato oraz z WCK – więc gdy wysłał mi paczkę bitów, to od razu je sprawdziłem i tak naprawdę spodobał mi się i wybrałem już pierwszy z przesłuchanych. Z Aruzo było tak, że zrobił bardzo zajebistą płytę z MŁD, taką powiedzmy legendarną podziemną, i któregoś razu zrodził mi się pomysł w głowie, że się do niego odezwę na zasadzie: „siema, może coś byśmy zrobili razem”, co też uczyniłem. A on mi odpisał: „no właśnie miałem się do ciebie odzywać”. Ciekawie się to złożyło. Wysłał mi dwie propozycje, z czego jedna poszła do Unborn. Drugi bit też mi się podoba, ale jeszcze go nie wykorzystałem. Dosłał potem jeszcze ze 2-3. Wziąłem ten, który trafił na Syna Marnotrawnego, a on mi tylko odpisał: „to dziwny wybór”. A ja właśnie dlatego, że na takim bicie jeszcze nie rapowałem, chciałem spróbować. Aruzo powiedział mi wtedy: „no nie wiem, nie widzę cię na tym.”

Aha, czyli challenge.

Dokładnie, odpowiedziałem mu, żeby mimo wszystko dał mi ten bit, a ja zrobię z niego numer. Pozostałe były właśnie takie wrażliwe, spokojne, a ten jeden totalnie odstawał i przez to bardzo chciałem się z nim zmierzyć. Wybrałem go więc ambicjonalnie i na zasadzie zajawy. Ja w ogóle lubię też takie żołniersko-marszowe rytmy, więc tym bardziej chciałem spróbować, ale przyznaję, że namęczyłem się z nim trochę. Z Amatowskym za to współpracujemy już jakiś czas i tu wybór był oczywisty.

No tak, Amatowsky pojawił się już też na Untitled.

Miał tam 4 bity, miał też bit u Emila i JupiJeja, gdzie ja też byłem w numerze, dostali w ogóle ten bit ode mnie, w sensie z mojej paczki. Będę też u Amatowsky’ego na płycie producenckiej, więc nawiązaliśmy taki bliższy kontakt. Artur odezwał się do mnie ze 2 lata temu, że chciałby przysłać mi paczkę bitów. Znałem jego pojedyncze rzeczy, kojarzyłem jego ksywkę, więc powiedziałem mu: spoko, podeślij. Z tym numerem Z drugiej strony to było tak, że tak jak wspomniałem, pierwotnie napisałem go pod inny bit, tylko w trakcie kończenia płyty nie mogłem już z niego skorzystać i musiałem coś wymyśleć. Wiedziałem, jak się pracuje z Amatowskym, więc naturalną koleją rzeczy był on moim pierwszym strzałem. Wiedziałem też, że ma tych bitów dużo i że na pewno znajdę tam coś pod ten kawałek. Z paczki, którą mi wysłał, kilka mi się podobało; dwa bardzo, ale w tym jednym urzekły mnie te partie wokalne, ciekawe to było. Zacząłem do tego rapować, trochę pozmieniałem wersy, dopisałem refren już pod tę melodię, no i tak zostało. Praca z Arturem jest bardzo przyjemna. Rozumie czego potrzebuję, szybko aranżuje, poprawek mamy zawsze niewiele, często można je nawet już w miksie zrobić, na zasadzie jakiegoś wyciszenia czy ustawienia pętli. Muzycznie czujemy się doskonale. Też nie żebym miał jakieś złe doświadczenia z producentami, bo zawsze pracujemy z takimi, z którymi dobrze nam się działa, ale wiadomo czasem jest trudniej, czasem łatwiej. Z Arturem akurat jest zawsze łatwo. Chętnie będę miał go na większości swoich płyt. Jest między nami dobra energia.

Pozostając na chwilę przy Untitled – gdy krążek dość niespodziewanie, 2 dni po pierwszym singlu, ukazał się w sieci, pojawiło się wiele opinii, że jesteś jak zawsze w formie, ale tym razem, że jest to chyba wręcz tzw. forma życia, że to jedna z najlepszych Twoich płyt, jeśli nie najlepsza w ogóle. Nie ulega wątpliwości, że materiał spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem. Jak Ty podchodzisz do tego albumu? Czy rzeczywiście mógłbyś powiedzieć, że jest Twoim „ulubionym dzieckiem”?

Czy powinno się mieć ulubione dziecko? (śmiech). Ciężko powiedzieć. Niektórych rzeczy nie da się porównać. Jak każdy twórca, staram się, żeby kolejne dzieło było lepsze od poprzedniego, bo to zupełnie naturalne. Dbam o własny rozwój. Czy można stwierdzić, że Kolego Bobasie jest lepsze od Untitled vol.1, bo wyszło później? Nie za bardzo. Większość moich produkcji różni się tematycznie i konceptualnie, więc nie umiem tego tak oceniać. Zgodzę się, że Untitled vol.1, to dobra płyta i jestem z niej zadowolony. Niby trochę taki mixtape’owy format, ale ostatecznie to dopracowany album i dobra produkcja.

Gdy ostatnio rozmawialiśmy, powiedziałeś, że chciałbyś kiedyś jeszcze zrobić drugie Chropowato. Czy Untitled jest częściowo – bo też na pewno i nie w całości – spełnieniem tego życzenia? Może i uznasz teraz, że mnie poniosło, ale widzę tu pewne, drobne analogie…

Czy ja wiem? Tak, chyba Cię tu już trochę poniosło (śmiech). Dla mnie to nie są podobne płyty. Pojawienie się Szalonego Adasia w utworze Sam sobie 2, to zabawa formą, rozdwojenie jaźni i dopasowanie się do ciężkiego bitu Bartka. Mam taką fazkę, żeby używać raz na jakiś czas tego alter ego, by ludzie nie zapomnieli, że istnieje, więc czasem będę pojawiał się tu i tam ze swoim chropowatym stylem. Mad-A gościnnie pojawił się też na Sprzedam Merca Mixtape, a to nie koniec jego muzycznych wojaży – zapewniam. Co do drugiego Chropowato, które będzie miało inny tytuł, to na bank kiedyś będzie i mam ten projekt z tyłu głowy, ale nie robię nic na siłę. Pożyjemy, zobaczymy.

Oprócz tego, że na Untitled pojawia się Twoje alter ego Mad-A, mamy tu też całą plejadę innych, znakomitych gości. Jakim kluczem kierowałeś się tu przy doborze składu?

Nie było jakiegoś konkretnego klucza. Chciałem, żeby płyta była różnorodna i starałem się dobierać gości, z którymi jeszcze nie współpracowałem. Lubię kolaboracje. Dużo można nauczyć się od innych ludzi i to zawsze rozwija. Niektóre zaproszenia nie doszły do skutku, z czego zrodziły się zamienniki i może dobrze. Np. dzięki temu po raz kolejny usłyszeliśmy @atutowego za mikrofonem, czym się mega jaram. Kilka numerów powstało też na tzw. studyjnym freestyle’u i po prostu nie puściliśmy tego luźno, tylko ja wziąłem to na swój album. I te połączenia też są super, bo wynikają ze wspólnej zajawki, która wytworzyła się na spotkaniu.

Patrzę na Twoją czapkę i muszę Cię jeszcze zapytać o kawałek z Gorgonzollą. Ja w ogóle uwielbiam to połączenie ciężkiego, gitarowego grania z rapem, więc gdy tylko się dowiedziałam, że będziesz nagrywał z grupą Dominika Pajewskiego, to z niecierpliwością wyczekiwałam efektów. Jak doszło do tej współpracy?

Z Dominikiem poznaliśmy się już jakiś czas temu, nie pamiętam nawet, gdzie widzieliśmy się po raz pierwszy. Pamiętam za to taki moment, gdy szedłem do Ryfy, a on akurat jechał rowerem i mnie zagadał. Ten moment pamiętam wyraźnie, ale możliwe, że poznaliśmy się gdzieś wcześniej. Od tego spotkania widzieliśmy się jeszcze parę razy, zaczęliśmy ze sobą gadać, w międzyczasie się okazało, że on się wychował na Grochowie, więc to też nas jakoś tam połączyło. Dominik jest strasznie rozgadany w ogóle, można z nim godzinami debatować. Przyniósł mi kiedyś płytę Gorgonzolli, a gdy jakiś czas później zapytał mnie, czy ją przesłuchałem, zapytałem go czy nie myślał kiedyś o tym, żeby ktoś inny im napisał tekst, przy czym stawiając to pytanie, oczywiście myślałem o sobie. Ostatecznie wtedy do tego nie doszło, miałem wpaść na jakąś próbę, mieliśmy pogadać, ale finalnie jakoś się to wszystko rozmyło. Po jakimś czasie sam się do mnie zgłosił, że chciałby zrobić ze mną numer. Ja jestem otwarty na wszelkie współprace, coś musiałoby być naprawdę złego, żebym odmówił. Współprac hip-hopowych mam bardzo dużo, więc one w pewnym sensie mniej mnie interesują niż jakieś inne stylistyki, które są zawsze większym wyzwaniem.

A Ty lubisz się sprawdzać.

Dokładnie. Zgodziłem się więc, nie widziałem sensu, żeby nie spróbować od razu. W rapie rzadko dostaje się zaaranżowany bit. W sensie dostaje się zaaranżowany w ten sposób, że jest: wejście, zwrotka, inaczej poprowadzony refren i kolejna zwrotka, taka sama jak pierwsza. Oczywiście są producenci, którzy dają już wszystko zaaranżowane i rozbudowane, ale zazwyczaj jednak jest to suchy projekt. Oni tam mieli już wszystko. Utwór jest z żywymi instrumentami, więc potem komputerowo ciężko by było coś przerabiać. Dostałem próbkę utworu, gdzie moja zwrotka była zaaranżowana praktycznie tak samo jak jego, z tymi samymi przejściami. Zapytałem, czy moglibyśmy to zmienić, bo ja chciałbym mieć tak gęsto, pojechać całkowicie po rapowemu, 16 wersów ciągiem, a jak są te przejścia, to nie mogę tego zrobić. A Dominik mówi: „nie, nie, my byśmy chcieli, żeby to właśnie takimi wejściami poszło.” Powiedziałem, że dobra, ok, ciekawie, kolejny challenge. Minął może jeden dzień, dzwoni do mnie ponownie i mówi: „słuchaj, bo zapomniałem ci powiedzieć – mam nadzieję, że nie masz z tym problemu – ale mamy taką prośbę – bo my nie przeklinamy w utworach.” Mówię ok, kolejne wyzwanie. W sensie wiesz, to nie jest trudne nie przeklinać, bo teraz sobie od godziny rozmawiamy i użyłem bardzo niewielu przekleństw, jeśli w ogóle, ale jak piszę, to nie zastanawiam się nad tym, i jak mi wchodzi gdzieś jakaś „kurwa”, to po prostu tam zostaje i tam jest, nie myślę o tym, nie zmieniam tego. Zrobiłem więc jak chcieli, ale też trochę na przekór i dla żartu tam w pierwszej zwrotce kończę, że pocałujcie mnie w… Taki żarcik w stosunku do cenzury.

Dominika znałeś już wcześniej, a jak zgrałeś się z resztą bandu?

Z całym zespołem poznałem się przy kręceniu klipu i na próbie przed koncertem. Super grupa, zabawna ekipa, świetną atmosferę mają. Totalnie inni ludzie niż hip-hopowi, zupełnie inny klimat, sposób rozmowy, żarty. Ja tam więc byłem takim trochę rodzynkiem, obserwatorem, na uboczu, na zasadzie: ok, czyli u was jest tak, ciekawie. Mam nadzieję, że pogram z nimi jeszcze ten utwór na żywo i że zrobimy też jeszcze jakąś muzykę razem – nie wiem czy w takiej konfiguracji, że ja gościnnie u nich, nie wiem, czy umiałbym zorganizować to tak, żeby oni byli gościnnie u mnie, ale jesteśmy w stałym kontakcie z Dominikiem i wierzę, że coś jeszcze wspólnie podziałamy.

A masz w planach jeszcze jakieś gościnki? O których możesz mówić oczywiście?

Nagranych jest dużo, ale kiedy wyjdą i czy mogę o nich mówić, nie wiem. Nie ma żadnych dużych, mainstreamowych. Jedyne co, to mogę zdradzić, to że powstał utwór WCK z Grubym Mielzkym i Persem i on wyjdzie w tym roku na pewno. Z takich niehiphopowych to dograłem się też do jednego kawałka R’n’B, ale tu też nie mogę zdradzić szczegółów. Mogę jedynie powiedzieć, że mam tam rolę taką typowo swoją, rapową. To taki numer bardziej w stylu R’n’B lat 2000-2005. W tym klimacie. Ciekawy będzie utwór całego WCK na płycie producenckiej Amatowsky’ego z jeszcze jedną postacią, ale tu też nie mogę zdradzić z kim.

Jest więc na co czekać. A czy planujesz jakieś solowe koncerty? Ja wiem, że sama EP-ka to trochę za mało na trasę, ale masz jeszcze Untitled, które nie miało zbyt wielu okazji, żeby się zaprezentować na żywo.

No tak, z Untitled zagrałem dwa razy, w Warszawie i Częstochowie. Był plan, żeby zagrać jeszcze w Łodzi i może to się wydarzy na jesieni. W wakacje odpuściliśmy sobie. Raz, że ja co weekend jeździłem z Tede, więc nie za bardzo miałem czas, żeby jeździć jeszcze ze swoim materiałem. Dwa, na festiwale tego nie wezmą, bo to jest za małe – nawet nie chodzi o długość materiału, tylko o to, że promocyjnie to nie ma żadnego sensu. Ja też się nie próbuję nawet nigdzie wkręcać. Ważniejsze od solowych koncertów jest dla mnie granie z WCK. Oczywiście lubię grać też solo i jeśli ktoś ma ochotę coś zorganizować, to zapraszam serdecznie, nie kosztuję dużo (śmiech). Mam nadzieję, że na jesieni wydam kolejną płytę i z nią chętnie bym już pograł. Jeśli będą takie możliwości, jeśli odbiór będzie trochę większy, to chętnie, może coś zorganizujemy, ale to też tak oddolnie bardziej. Gdybym teraz grał z czymś solowo, to włożyłbym do set listy Syna Marnotrawnego, może Unborn, jako moment uspokojenia, ale raczej ta EP-ka nie jest koncertowa. Musiałbym ją chyba grać na siedząco, w fotelu, w jakiejś nie wiem, małej zacisznej kawiarni, dla kameralnej publiczności, siedzącej i płaczącej. Można by coś takiego zrobić, ale nie w wakacje i nie wczesną jesienią. Może w listopadzie coś takiego by się sprawdziło.

Listopad, herbatka, kocyk, smutna muzyka i płakanie? Będę na pewno!

Trzymam za słowo, jesteśmy umówieni.

About Zeen

Power your creative ideas with pixel-perfect design and cutting-edge technology. Create your beautiful website with Zeen now.

Więcej wpisów
Fot.: mat. pras. artysty
Rozm-OFF-a: oysterboy − „Dosłownie śpiewam ody do lata”