fot. Tom Warabida

Agata Gołemberska: „Piosenki mają dla mnie kolory” (wywiad)

Agata Gołemberska to songwriterka i producentka, która jesienią zeszłego roku wydała swoją debiutancką EP-kę Pryzmat. Jak sama mówi – ma serce do dobrych melodii i jest otwarta na różne gatunki, jednak wyjątkowym uczuciem darzy muzykę popularną. W wywiadzie z Martą zdradza swój przepis na dobry storytelling oraz definicję wartościowego popu, opowiada o symbolice tytułowego pryzmatu oraz o tym, w jakich barwach widzi niektóre piosenki z płyty. Zajrzyjmy razem do świata twórczego Agaty.

Pod koniec września zeszłego roku ukazała się Twoja debiutancka EP-ka Pryzmat.  Jak wyglądała Twoja muzyczna droga do momentu, w którym się teraz znajdujesz? Czy mogłabyś wymienić kilka wydarzeń, które ukształtowały Twoją karierę?

„Ukształtowały” to może dużo powiedziane, bo nie sądzę, żeby moja kariera przybrała już finalny kształt. Moja muzyczna droga zaczęła się około roku 2013, wtedy przeprowadziłam się do Polski, wcześniej mieszkałam we Frankfurcie nad Menem. Po powrocie do kraju, nawiązałam wiele muzycznych znajomości w moim rodzinnym mieście – Zielonej Górze. Pojawiła się wówczas taka iskierka, która spowodowała, że chciałam się tam z powrotem przeprowadzić, byłam zafascynowana tą społecznością.  Bardzo szybko zawiązał się tam dość spory zespół – grupa coverowa Tribute to Amy Winehouse, w kulminacyjnym momencie liczyliśmy około 11 osób. To były tak naprawdę moje pierwsze publiczne występy z materiałem tej artystki. Później przez parę lat grałam na weselach i to też był ciekawy epizod w moim życiu, jednak w pewnym momencie pomyślałam, że przyjemnie śpiewa się te wszystkie piosenki świetnych wykonawców, ale fajnie byłoby też umieć takie samemu tworzyć. I tak wylądowałam w szkole muzyki nowoczesnej we Wrocławiu na kierunku realizacja dźwięku i produkcja muzyczna – to właśnie tam zaczęła się moja przygoda z autorskim materiałem.

Brałaś też udział w The Voice of Poland w 2017 roku. Jak wpłynął na Ciebie ten program?

Wiele osób uważa, że to przygoda życia, że super jest się sprawdzić, pokazać się, i to jest prawda. Ale to, co wyciąga się z takiego programu, może być też bardziej wielowymiarowe – i takie były moje odczucia. Podczas udziału w The Voice przejął nade mną kontrolę ogromny stres. Może się wydawać, że każdy kto idzie do takiego show jest gotowy, aby stanąć przed kamerami. A ja w tym całym zamieszaniu czułam się naprawdę bardzo stremowana. I to było doświadczenie, które dało mi dużego kopniaka do pracy, żeby nie być osobą, która nie będzie się potrafiła w takich sytuacjach odnaleźć – bo uważam, że wtedy nie byłam na to gotowa. Zdobyłam dużą motywację, chęć do pracy i rozbudziłam w sobie  głód pisania, robienia muzyki. Ten program opiera się na śpiewaniu coverów i prawda jest taka, że kiedy się kończy, to każdy z uczestników zostaje ze swoim materiałem. I co wtedy, kiedy kamery się wyłączą? Ja chciałam móc jak najszybciej odpowiedzieć sobie na pytanie co potem, więc rzuciłam się w wir pracy.

Piszesz na swoim profilu, że swoje opowieści umieszczasz na pograniczu gatunków takich jak synthwave, soul, funk, r&b, reggaeton i wielu innych. Skąd taki eklektyzm?

Może przez te wesela (śmiech). Generalnie ja sama słucham różnych gatunków. Mam serce do dobrych, fajnych melodii i nie lubię szufladkować muzyki. Gdy jakaś czuła struna zadrga mocniej, staram się dany gatunek eksplorować i próbuję przejąć z niego jakieś motywy do swojej twórczości. Idę za tym co w danym momencie mi się podoba, staram się podążać za głosem serca, nie chcę się zamykać na jeden rodzaj muzyki.

Przeczytałam w jednym z wywiadów, że chciałabyś się skupić na tworzeniu dobrego, wartościowego popu. Jak zdefiniowałabyś ten „wartościowy pop”?

Jestem osobą, która wychowała się na popie, więc ten gatunek jest mi najbliższy. Towarzyszyły mi kasety z muzyką Britney Spears, Christiny Aguilery, później płyty Black Eyed Peas, Eminema. Dobry pop to dla mnie prowadzenie piosenki w taki sposób, że cały czas jest ona ciekawą opowieścią. Dlatego pop zdefiniowałabym bardziej jako formę niż jako gatunek, jest to szablon, w który można włożyć wszystko, inspiracje z przeróżnych muzycznych zakątków, potrząsnąć tym pudełkiem i zrobić własną mieszankę.

A jaka jest Twoim zdaniem kondycja popu w Polsce? Czy mamy coraz więcej tego wartościowego? Wydaje mi się, że pop długo miał niezbyt dobry PR w naszym kraju.

Tak, myślę, że na polskiej scenie od dłuższego czasu dobrze się dzieje. Pisanie wartościowych numerów w języku polskim to dość duże wyzwanie, więc bije pokłony każdemu, kto robi to na tyle fajnie, że jest to nie tylko chwytliwe, ale i muzycznie dobre. Przez długi czas pop cechował się tym, że melodie, rymy i teksty tych piosenek, były monotonne. Spędziłam parę lat w szkole muzycznej i lubię, kiedy muzyka jest ciut bardziej skomplikowana, im bardziej urozmaicona piosenka, tym ciekawiej. Czasami wystarczy numer, który jest bardzo prosty, doprawić jednym czy dwoma elementami i już mamy wartościowy pop.

Wspomniałaś o doprawianiu – czym dla Ciebie były te przyprawy, których używasz w muzyce?

Nie mogę chyba zdradzić, bo to tajny przepis szefa kuchni (śmiech). Nawet gdybym chciała powiedzieć coś konkretnego, to wiele rzeczy to kwestia eksperymentów i przypadków.

Wracając do twojej EP-ki – czy tytułowy „pryzmat” pochodzi od rozszczepienia Twojej muzyki na różne gatunki? Czy może masz jeszcze dla nas jakąś inną interpretację tego hasła?

Dokładnie z tego ta nazwa się wywodzi. Długo szukałam czegoś, co ujednoliciłoby tę płytę, bo byłam świadoma, że sięga ona w różne zakątki muzyczne. Gdzieś po drodze postanowiłam dodać na EP-kę utwór, który nosi tytuł Pryzmat i pomyślałam, że byłaby to fajna nazwa dla całej płyty. Ten krążek jest poniekąd pryzmatem dla mojego głosu, ponieważ wiązkę swojego wokalu przepuszczam przez te piosenki i nagle ona brzmi w tych różnych gatunkach w delikatnie inny sposób.

A jak jest z tematami, które mamy na tej płycie, czy jest coś co je spaja, czy może to różne historie, tak jak ta strużka światła rozszczepiająca się w pryzmacie?

Są to głównie numery o relacjach, czasami bardziej z przymrużeniem oka, jak w przypadku Spam czy A niech mnie, czasami bardziej na poważnie jak w przypadku utworu Brzeg albo w Uda się.

Czy mogłabyś posortować jakoś te siedem utworów pod względem podobieństw – muzycznych tym razem, czy może każdy z nich to inna bajka?

Według mnie te utwory płynnie zmieniają klimat przechodząc z jednego w drugi, tak jakby zmieniała się barwa strużki światła. Mam taką ciekawą cechę, że dla mnie piosenki mają kolory. Np. Uda się jest dla mnie czerwoną piosenką, Spam jest różowy. Pryzmat z kolei jest taki czerwono-fioletowy. Brzeg czy Nie na zawsze leżą bliżej siebie niż Pryzmat, ale Pryzmat leży blisko Uda się i tak jeden utwór przechodzi płynnie w kolejny.

Bardzo ciekawe jest to co powiedziałaś o barwach, w których widzisz piosenki. Czy potrafisz jakoś wyjaśnić dlaczego dana  piosenka łączy się z konkretnym kolorem?

Nie mam bladego pojęcia z czego to wynika. Często rozmawiamy z Jorgenem – współproducentem płyty –  w jakim kolorze widzimy wybraną piosenkę i zdarza się, że dla niego ten utwór ma zupełnie inną barwę niż dla mnie. Jednak jest to przydatne przy opracowywaniu strony wizualnej danego kawałka.

Czy to znaczy, że w Twoich teledyskach możemy zobaczyć te kolory, które ty widzisz w piosenkach?

Trochę tak jest, jak najbardziej przebija się to w A niech mnie, widzimy tam róże, czerwienie i żółć. W Uda się mamy akcenty czerwonego np. w postaci tych moich czerwonych body,  w których ćwiczę. Są to jednak raczej subtelne rzeczy, ale myślę, że da się wyczuć jakie barwy kojarzą mi się najbardziej z daną piosenką.

Chciałam jeszcze nawiązać do Twoich teledysków. Czy Ty jesteś główną pomysłodawczynią tego co się w nich dzieje czy może jakoś wspólnie pracujecie nad tym? Uda się i Nie na zawsze kojarzą mi się z takim vintage’owym stylem, natomiast Vegas z kryminalnym posmaczkiem również robi wrażenie.

Kiedy piszę utwory to myślę o nich bardzo obrazowo, układam sobie cały scenariusz opowieści. Jest mi to potrzebne, żeby w mojej głowie zobaczyć bohaterów tej historii i napisać piosenkę, która ma fajny storytelling, jednak nie zawsze przekłada się to 1:1 na teledysk. Z kimkolwiek bym przy klipie nie pracowała, zawsze staram się przyjść z jakimś pomysłem, później go wspólnie weryfikujemy i sprawdzamy co możemy przenieść na klip docelowy. W przypadku piosenki Vegas mieliśmy już konkretny klimat na myśli – opowiedzieliśmy o tym reżyserowi i on wyszedł do nas z historią.

Wspomniałaś o storytellingu – czytałam w jednym z wywiadów, że jest to dla Ciebie kluczowe, aby przekazać coś słuchaczowi w Twoich utworach. Co według Ciebie jest najważniejszymi składnikami dobrze opowiedzianej historii?

Myślę że w tej historii musi być klarowność. Zawsze trzeba mieć z tyłu głowy, że słuchacz nie siedzi w naszej głowie. Jeśli pewnych rzeczy nie chcemy powiedzieć dosłownie, ale chcemy żeby on je wyłapał, to musimy znaleźć inny sposób – nakreślając mu całość klimatu w piosence. Jednak jest to trudna rzecz, kiedy masz ograniczoną ilość wersów. Ja mam takie „golden ratio” – chcę żeby piosenka była napisana prostymi słowami, język poetycki to nie jest coś, czym wygodnie mi się operuje. W 70% w piosence mamy prostotę, a w 30% mogą to być fikuśne metafory, dziwne figury. I w drugą stronę – jeśli mamy tekst, który jest bardzo poetycki, naszpikowany metaforami to w takim tekście ja, jako słuchacz, potrzebuję małej furtki, przez którą mogę wejść do tej opowieści i choć trochę zrozumieć o co w niej chodzi i co autor mógł mieć na myśli. Jako słuchacz potrzebuję tej furtki i jako twórca chcę ją moim słuchaczom dawać.

„Golden ratio” jest dla mnie kluczowe. Nawet jeśli tworzymy baśń, to nie pozwólmy, aby jej sens został tylko w obrębie naszej głowy.

About Zeen

Power your creative ideas with pixel-perfect design and cutting-edge technology. Create your beautiful website with Zeen now.

Więcej wpisów
Nevermind release party, 09/16/91, Beehive Records. Photo: Jonh Leach
“Yet here we are, 30 years after Nevermind, and we’re still talking about it”. The oral history of Nirvana.